poniedziałek, 30 listopada 2009

Do pobrania:


Autor tłumaczenia zawarł na pierwszej stronie tłumaczenia następujące słowa, dzięki którym możemy kopiować tutaj tekst tego tłumaczenia.

Wszelkie Prawa udostępnione!
Kopiowanie, powielenie, udostępnianie
niniejszego tłumaczenia
jest dozwolone, a nawet mile widziane!


Tłumaczenie Romualda Lipu-Akoharda "Kursu Cudów" można pobrać ze strony:

http://www.akohard.kk.e-wro.pl/Kurs_cudow/Ksiazka.html

Krótka przypowiesc o determinacji.


Do mistrza przyszedl mlody chlopak na nauki. Po pewnym czasie sfrustrowany, ze tylko sprzáta i medytuje i niczego sie jeszcze nie dowiedzial o oswieceniu poszedl do mistrza i wylal mu swoje zale...
Mistrz go spytal: ile tu juz jestes?
Uczen odpowiedzial: 2 miesiace!
Mistrz na to: jak spedzisz ze mná 10 lat to mozemy wrócic do tego tematu ...
Na co mlody uczen sie bardzo rozczarowal i zdenerwowany ruszyl w kierunku bramy wyjsciowej...
Wtedy mistrz niespodziewanie skoczyl na niego i calá jego glowe zanurzyl w pobliskiej kaluzy az mlody zaczál wierzgac i topic sié. Po krótkiej chwili mistrz wyciágnál jego glowe spod wody i spytal: O czym myslales jak sie dusiles??
Chcialem zlapac choc odrobine powietrza! -wysapal mlody czlowiek
A mistrz rzekl: kiedy bedziesz chcial *oswiecenia tak bardzo jak chciales powietrza tam pod wodá to wtedy mozemy porozmawiac o oswieceniu.


*w miejsce oswiecenia mozna sobie wstawic np. wolnosc, prawda, szczéscie...

in the mood for gospel...



poniedziałek, 23 listopada 2009

Kurs Cudów, Ksiázka Cwiczen Dla Studentów

Lekcja 68.

Miłość nie zywi uraz.

Ty, który jesteś stworzony przez miłość na jej podobieństwo, nie możesz mieć do kogoś żalu czy skarżyć się na coś i równocześnie znać swoją Jaźń. Skarżyć się na coś oznacza zapomnieć kim jesteś. Mieć poczucie krzywdy oznacza postrzegać siebie jako ciało. Mieć żal do kogoś oznacza pozwolić ego rządzić twym umysłem i skazać ciało na śmierć. Może jeszcze w pełni nie zdajesz sobie sprawy z tego, co przejawianie żalu i utrzymywanie poczucia krzywdy czyni w twym umyśle. Ono wydaje się oddzielać cię od twego Źródła i czynić ciebie do Niego niepodobnym. Ono sprawia, że wierzysz, iż twe Źródło jest takie samo, jak myślisz, że ty się stałeś, ponieważ nikt nie może wyobrazić sobie swego Stwórcy jako niepodobnego do niego.

Twoja Jaźń, od której jesteś odcięty, lecz która jest świadoma podobieństwa do Swego Stwórcy, wydaje się spać, podczas gdy część twego umysłu, która w swych snach tka swe iluzje, wydaje się być świadoma. Czy wszystko to może brać się z żalu i poczucia krzywdy? O tak! albowiem ten, który się na coś skarży, zaprzecza, że został stworzony przez miłość i w jego snach o nienawiści Stwórca stał się dla niego przerażający. Któż może śnić o nienawiści i nie bać się Boga?

Jest tak pewne, że ci, którzy się na coś skarżą, zmienią swe wyobrażenie na temat Boga, jak jest pewne, że Bóg stworzył ich na Swoje podobieństwo i ustanowił ich częścią Siebie. Jest tak pewne, że ci, którzy się na coś żalą, będą cierpieć z powodu poczucia winy, jak jest pewne, że ci, którzy przebaczają, odnajdą pokój. Jest tak pewne, że ci, którzy utrzymują w sobie poczucie krzywdy, zapomną kim są, jak jest pewne, że ci, którzy przebaczają, przypomną to sobie.

Czy nie chciałbyś zaniechać swych skarg i żalów, jeśli byś wierzył, że to wszystko prawda? Może myślisz, że nie potrafisz oddalić od siebie swego poczucia krzywdy? Jest to po prostu sprawa motywacji. Dziś postaramy się dowiedzieć, jak czułbyś się bez skarżenia na cokolwiek. Jeśli odniesiesz w tym choćby niewielki sukces, wówczas już nigdy więcej nie będziesz miał problemów z motywacją.

Rozpocznij dzisiejszą przedłużoną sesję ćwiczeniową od odnalezienia w swym umyśle tych, których uważasz za głównych swych krzywdzicieli i do których masz największy żal. Niektórych z nich będzie ci łatwo odnaleźć. Następnie pomyśl o tych, względem których masz jakieś pozornie drobne skargi, ale których lubisz, a może nawet uważasz, że kochasz. Szybko stanie się widoczne, że nie istnieje nikt taki, wobec którego nie miałbyś żadnych zastrzeżeń. Właśnie to uczyniło cię samotnym w całym wszechświecie w postrzeganiu samego siebie.

Postanów teraz postrzegać wszystkich tych ludzi jako przyjaciół. Zwróć się do nich wszystkich, mówiąc w myślach do każdego z nich po kolei co następuje:

Chciałbym uważać ciebie za mojego przyjaciela, bym mógł sobie przypomnieć, że jesteś częścią mnie i bym mógł poznać samego siebie.


Spędź pozostałą część sesji ćwiczeniowej starając się myśleć o sobie jako o całkowicie zaprzyjaźnionym z każdym i ze wszystkim, bezpiecznym w świecie, który cię chroni i kocha i którego ty też kochasz. Próbuj odczuć otaczające cię bezpieczeństwo, czuwające nad tobą i będące dla ciebie oparciem. Spróbuj uwierzyć, chociaż na chwilę, że nic nie jest wstanie cię skrzywdzić. A na zakończenie sesji powiedz sobie:

Miłość na nic się nie skarży. Gdy pozwolę wszystkim swym żalom odejść, poznam, że jestem w pełni bezpieczny.

Kiedykolwiek jakaś myśl zawierająca żal czy skargę znowu pojawi się, wówczas zastosuj krótkie ćwiczenie zawierające dzisiejszą ideę w następującej postaci:

Miłość nie zywi uraz. Nie zawiodę swojej Jaźni.


Dodatkowo, powtarzaj dzisiejszą ideę kilka razy na godzinę w tej formie:

Miłość nie zywi zalów. Chciałbym doświadczyć swojej Jaźni poprzez odłożenie na bok wszystkich swych żalów i przebudzenie się w Niej.

piątek, 20 listopada 2009

wtorek, 17 listopada 2009

"Moje doswiadczenie" by Roman

Ponizszy tekst dostalem od osoby, która na przestrzeni wielu lat jest mi jak ojciec...Niedawno poprosilem go o podzielenie sie przezyciem, które najbardziej wplynelo na jego zycie i tak powstal ten krótki opis:

"Moje doswiadczenie"

Na poczátku lat osiemdziesiátych przezylem bardzo trudny okres w moim zyciu. Rodzina, malzenstwo, ojcostwo, przyjazn, praca, spoleczenstwo
byly dla mnie wtedy prawie wylacznie zródlem rozczarowan i bólu. Najbardziej rozczarowany bylem samym sobá. Niejasno zdawalem sobie sprawe, ze przyczyna mojego niezadowolenia tkwi gdzies we mnie. Po mimo tej swiadomosci podejmowalem decyzje, których zródlo na róznych poziomach wydawalo sie rózne. To co myslalem, mówilem, robilem bardzo zadko bylo spójne i konsekwentne. Jedyná pocieszajácá okolicznosciá bylo to, ze zdawalem sobie z tego sprawe, wiéc gdzies wewnátrz mialem przekonanie, ze mogé to kiedys zmienic. Byl to stan tak nieznosny, ze w moim umysle zaczély sié natarczywie pojawiac pytania o sens zycia-istnienia. Na przestrzeni okolo dwóch-trzech lat wykrystalizowalo sié z nich jedno pytanie, które mój umysl stale zadawal: "o co tu chodzi?". Pytanie to towarzyszylo mi przez calá dobé, niezlaznie od wykonywanych czynnosci, w dzien czy w nocy. Brzmialo ono w moim umysle, jakby w tle pozostalych, biezácych mysli. Trwalo to okolo dwóch lat. W tym czasie mój umysl wyczerpal wszystkie mozliwe odpowiedzi i wytlumaczenia-wyjasnienia tej sytuacji. W oparciu o posiadaná wiedze i doswiadczenie doszedl do momentu, w którym jakby sie poddal-zawiesil i musial przyznac, ze nie wie i nic nie wskazuje na to iz moze sié dowiedziec. W konsekwencji pewnej nocy roku 1985 jakas czésc mojego umyslu postanowila przeprowadzic cos w rodzaju ciágu myslowego. Postanowila wyjsc z zalozenia iz pomimo braku logiki i konsekwencji w moim doswiadczeniu rzeczywistosci "wszystko jest w porzádku". Jestem jaki jestem poniewaz jestem czlowiekiem. Czlowiek powstal z maply w wyniku ewolucji, malpa z ssaków, ssaki z gadów, gady z plazów, plazy z...z komórki, komórka z ziemi, ziemia z wszechswiata, wszechswiat z wielkiego wybuchu, wielki wybuch z Boga, Bóg z... w tym momencie mój umsyl byl tak rozpédzony, ze jego ciág myslowy nie zatrzymal sie na wczesniej przyjmowanym poczádku wszystkiego, czyli Bogu, takim jakim go do tej pory rozumialem. Rozpédzony po prostu przeskoczyl tamtego Boga jako kolejny element ciágu. W tym momencie nastápila
calkowita utrata swiadomosci ciala. Nastapilo równoczesnie cos co móglbym nazwac przejsciem na druga strone, przejsciem do innej rzeczywistosci. Wyniekiem tego byla eksplozja swiadomosci, której w pierwszej fazie doswiadczylem jako odpowiedzi na wszystkie mozliwe pytania- stan wszechwiedzy. Nastepnie zniknál czas i przestrzen, a w konsekwencji tego doswiadczylem bycia wszédzie i wszystkim bezczasowo-nieskonczenie. Mój umysl gnal rozpédzony w ciagu do czegos; podázal do niewyobrazalnej jasnosci, w tym momencie uswiadamianej jako przerazajáco piekna i pociágajáca. Wchodzil w nia ze swiadomosciá calkowitej utraty-odpadania-znikania jakichkolwiek okreslen siebie. Doswiadczal tego, jako smierci-unicestwienia wszystkiego czym bylem, absolutnego konca mnie. To nie byl jednak koniec. Teraz bylem swiatlem w swietle i jedyne co moglem sobie uswiadomic to, to ze nie zostalem unicestwiony i ze jestem. Zadne okreslenia: czym, gdzie, jak, kiedy nie mialy zadnego znaczenia. Nadal bédác w ciagu stawalem sie swiatlem coraz bardziej i bardziej ze swiadomoscia, ze doswiadczenie to nie ma konca. Mialem równoczesnie swiadomosc chéci powrotu z calkowitá pewnosciá, ze bycie tym swiatlem nie moze byc przeze mnie nigdy utracone. Postanowilem wrócic. Wrócilem do ciala bez leku przed smierciá, zyciem, Bogiem z pewnoscia, ze to swiatlo na zawsze jest moim bez wzglédu na moja dalsza drogé.

RIP

czwartek, 12 listopada 2009

Shponglowy Londek

Nie bédzie tu relacji z halloweenowego koncertu Shpongle w Roundhousie -powiedzmy szczerze, ze sá takie wydarzenia, których sie nie da tak od poprotu z dobrej chéci opisac a próba zrobienia tego konczy sié "nawrotem fazy" i efekt koncowy nie jest zadowalajácy choc odurzajácy... Moze kiedys dorzuce jakies fragmenty z dziennika pokladowego, w którym pod wplywem róznych srodków i muzyki tamtego wieczoru byly robione notatki z podrózy do gwiazd-narazie wklejam kilka amatorskich video z ju tjuba:
Rozpoczecie z DMT:


Cat Soup czyli psydeliczna sztuka Japonii...

http://www.youtube.com/watch?v=Lgw4liRzmQ8&feature=player_embedded

wtorek, 10 listopada 2009

w nocy gdy miałem umrzeć - Charles Bukowski


w nocy gdy miałem umrzeć
pociłem się na łóżku
i słyszałem świerszcze
na zewnątrz biły się koty
i mogłem poczuć swoją duszę
sącząca się przez
materac
a na chwilę przed tym jak
upadła na podłogę
podskoczyłem
ledwo mogłem chodzić
jednak poszedłem włączyć
wszystkie światła
potem wróciłem do łóżka
i znowu dusza sączyła się
przez materac
i zerwałem się
zanim upadła na podłogę
poszedłem i włączyłem
wszystkie światła
a potem wróciłem do łóżka
a ona znów kapała a
ja wstawałem
włączając wszystkie światła


miałem 7-letnią córeczkę
i byłem pewien że ona nie
chce bym był martwy
w przeciwnym razie nie
miałoby to
znaczenia


ale przez całą noc
nikt nie zadzwonił
nikt nie wpadł z piwem
moja dziewczyna nie
zadzwoniła
jedyne co słyszałem to
świerszcze i było mi
gorąco
i męczyłem się z tym
wstając i kładąc się
aż pierwszy promień słońca
wpadł przez okno
przez krzewy
i wtedy ułożyłem się na
łóżku
a dusza pozostała
w końcu we mnie i
zasnąłem.
teraz ludzie wpadają
waląc w drzwi i okna
telefon dzwoni
telefon dzwoni bez przerwy
dostaję świetne listy
listy pełne nienawiści i
listy miłosne.
wszystko jest znów po
staremu.

poniedziałek, 9 listopada 2009

"Oskar i pani Róza"


Sá ksiázki o opaslych stronicach, w których bohaterowie przezywajá swoje przygody na przestrzeni wielu lat wychodzác z opresji najwiékszym trudnosciom. Ksiázki ciekawe i potrzebne. Sá tez krótkie powiesci, które niczym poezja w kilku slowach dotykaja istoty rzeczy i zabierajá czytelnika swá prostotá i szczerosciá po zakamarkach serca. Takim opowiadaniem jest napisana w formie "listów do Boga" ksiázka Érica-Emmanuela Schmitta pt "Oskar i pani Róza", którá chcialbym goraco polecic.
Na kilku stronach jest przedstawiona historia chlopca umierajácego na bialaczke. Ow chlopiec o imieniu Oskar zachécony przez paniá Róze, która wolontaryjnie udziela sié w szpitalu zaczyna pisac listy do Boga, majáce mu pomóc przejsc przez ostatnie dni swojego zycia. Od momentu uslyszenia "wyroku smierci" kazdy dzien nabiera dla niego intensywnosci wielu lat a kazda chwila jest nasycona tajemnicá bycia czlowiekiem. Ksiázka rzuca wyzwanie naszemu przeswiadczeniu o niesmiertelnosci i naturze wspólczucia. Kaze jeszcze raz zastanowic sié nad zakorzenionym archetypem ofiary i proponuje inny sposób na stawianie czola nieznanemu. Przeczytanie tej lektury zajmuje kiladzisiát minut ale refleksje po niej o wiele wiele dluzej...

Do sciágniécia tutaj: http://chomikuj.pl/Amma?fid=710168

środa, 4 listopada 2009


Dobrze jest dawać, kiedy o to proszą, ale jeszcze lepiej dawać tym, co nie proszą, pojmując ich pragnienie.
Dla tych, którzy mają otwarte dłonie ku dawaniu, większą radością niz dar jest samo szukanie człowieka, który ich dar przyjmie. Bo czy mozesz cokolwiek zachować na zawsze tylko dla siebie? Co jest posiadane, kiedyś musi być oddane. Zatem dawaj juz teraz. Miej swój czas darowania, zamiast czasu spadkobierców twoich.
– Powiadacie nieraz: Dalibyśmy, ale temu, kto zasłuzył. A przeciez nie mówią tak ani drzewa sadów waszych, ani stada na waszych pastwiskach. One dają, by zyć. Kto bowiem nie ofiarowuje innym, martwy się staje.


Khalil Gibran, poeta libanski

poniedziałek, 2 listopada 2009

Walic to! Droga duchowa

Ten gosc wyjál mi to z ust! Przed panstem najlepsze streszczenie KursuCudów z jakim sie spotkalem: