poniedziałek, 3 października 2011

sobota, 3 września 2011

niedziela, 7 sierpnia 2011

Kamil Ksiezarczyk "Legendy Mrocznego Lasu" fragmenty


Tak, więc Książę Reksurgu, uważasz o swoich zdolnościach pełnych wolności, iż zdolny jesteś zabrać z bezkresów Piekielnych, Skrystalizowaną Świadomość Boskiej Posłanki Wibracji Wysokiego Światła, do Średniego poziomu. Strażniczkę piekieł do jej naturalnego świata, jaki znała zanim w służbie poskromienia diabła połknęła wiecznie skrzącą się iskrę „Milu”, esencję tajemnicy, bez której uschły wszystkie boskie kwiaty na Ziemi w ogrodach Watandii?
Ten płomień ironii, o którym nie mogły wspomnieć żadne ze znanych legend, co zakwitł w psychice Boskiej Zwiadowczyni, o który biły się pozostałe Anioły, a który został powierzony tylko jednemu z pośród tych, co w niepojętym zamyśle mieli zasiać życie na jałowej planecie...
To, co na dole winno być z pewnością na dole to, co na wysokościach na górze. Czy, aby na pewno nie jesteś tylko pionkiem w grze? Sługą niepoznanych reguł o zanadto zadartym nosie i błahej ignorancji już boisz się myśleć, a już chcesz działać. Tutaj jesteś tylko głuchym psem bez twarzy i pana o ślepym sercu, i sierści pełnej pcheł, których nie masz nawet jak zlizać, gdyż czyż potrzebny był ci ewolucyjny układ pokarmowy, skoro nie istnieje pokarm strawialny dla twoich zmysłów?
Czy kiedykolwiek chciałeś zjeść tajemnicę, czy choćby polizać ją zanim jeszcze stałeś się człowiekiem? Tyle wiesz ile zjesz. Hulaj Dusza!

- Oooooo.... Mrocznym Księciem stać się chyba mogę, jeżeli myślę o zdrowych zmysłach. - Pomyślał ze zgrozą na ustach Władca Wschodniego Enrambu. Co robić? Kogo słuchać - siebie? Kogo zapytać, gdy jest tylko nikt? Reksurg już tak boi się, że chyba nie boi się teraz tak nikt inny. Wie już, że los bywa ślepy i za nic nie dotknie tego kryształu, nawet, jeżeli to jest Skrystalizowana Strażniczka Boska Zwiadowczyni, jeżeli to jest jej Skrystalizowana dusza...
Jest nikt.... Jestem tylko ja....
Nie potrzeba dotykać kryształu, tak samo jak nie trzeba się znać na metafizyce, aby już stanąć w objęciach grawitacji, czy energii płomienia uwięzionego w B.P. To tylko chwila, a Książe Reksurg już stracił podstawową wiarę w samego siebie, gdy spojrzał na zatopioną w krysztale Iskre Piekielną.
Nogi mu się zatrzęsły, ręce zaczeły wirować, ale tylko w jego przerażająco ożywionej wyobraźni, palce zdawały się wyginać niby na lewą stronę, cóż za niewygoda. Uff i nie ma sposobu dla niego, by widzieć blask minerału, tylko zatrważającą w nim płomienną iskrę.... Tak kusi i pochłania uwagę echh....
Nagle energicznym ruchem Książe Reksurg obraca się za siebie, gdyż usłyszał jak ktoś się do niego zbliżył. Osłupiał.
Z przerażenia i w przerażeniu.
Z otwartymi ustami i szerokimi oczami, a język jego zasyczał tylko. - Diabeł....







- Och. Nie jestem Diabłem. - Łagodnie uspokoił Reksurga nieznany przybysz. - Tak mnie tam zwiecie? Tam na górze? - Wskazał palcem. Ledwo widoczny w mroku, ale stop, za wczesnie, aby opisać całą jego postać.
Książe nie może nawet pomyśleć dwóch myśli naraz, tylko tą jedną obsesyjną. - Diabeł.
- Niewyraźna postać, jak gdyby nigdy nic, dalej przedstawia się Reksurgowi. - Jestem Aniołem Upadłym, mój drogi nieznajomy. - Wskazuje palcem tym razem dół. - Ty jak się nazywasz? - Widząc, że niespodziewany gość, jakim jest Książe Wschodniej Makinii nie ma zamiaru się przedstawić, gospodarz, jeżeli tak możemy się już domyślić dalej spokojnie przemawia do Reksurga.
- A więc tak mnie tam nazywacie? - Zamyslił się w strone Księcia. - Wiesz nie wiem, czy trafiłeś tu przez przypadek, lub może przysłano cię? Ale wiesz, nie nudziłem się wcale....
- A więc jak mówisz, że się nazywasz? Nie lubię powtarzać, a i używać słowa MOŻE....
Reksurg zaskoczony do szpiku kości nie jest zdolny wypowiedzieć żadnego ze słów, nogi jego drżą a całe ciało wydaje mu się ze strachu przewijać na lewą stronę. Zauważył to Anioł Upadły. Reksurg spojrzał na przewinięte na lewą strone dłonie, ale stwierdził, że nic się im nie dzieje, to jakieś złudzenie może, bowiem nimi poruszać tak, jak zawsze bez jakichkolwiek odstępstw.
- Lubisz poezję? - Zapytał Księcia, jak samego siebie nazwał Anioł Upadly. - Mam coś specjalnie dla ciebie. - W tym momęcie wyciągnął jak gdyby z nikąd małą książeczkę i przewracając kartki odszukał miejsce, z którego zacytował poniższy fragmęt wiersza:

- Cytat pochodzi od pewnego poety Jima Morrisona „Wilderness”

„Ja to ja!
Czy możecie to zrozumieć.
Moje ciało jest prawdziwe.
Moje ręce - jakże wprawne ich ruchy
Zrównoważone niczym zwinnych demonów
Moje włosy tak zmierzwione i poskręcane w bólu
Skóra mej twarzy - proszę uszypnąć policzki
Mój płonący język - miecz
tryska wysłowionymi ognistymi muchami
Istnieje naprawdę.
Jestem człowiekiem.
Ale nie jestem zwykłym mężczyzną
Nie nie nie”


Czarna postać zamknęła książkę i zapytała się ponownie Księcia. - A więc można się dowiedzieć, jak masz na imię? - Reksurg przypomniał sobie wcześniejsze słowa Upadłego o powtarzaniu i używaniu słowa MOŻE. - Jak masz na imię? - Zapytał ponownie przerażonego gościa.
Reksurg postanowił się przedstawić. - Jestem Re....Re.... - Trwalo to na tyle długo, że Upadły....
- Jesteś Re.Re. Czy, Re?
- Jestem Re. - Książe już nieco oprzytomniał i postanowił skłamać Diabłu.
- A więc. Witam cie Re w moich skromnych progach. Mowi się tak jeszcze? Wiesz, co to próg?
Książe zrobił glupią niedowierzającą diabłu minę.
- A co to masz? Cóż to jest Re? - Wskazał tym razem Upadły, w strone piersi Księcia Reksurga.
Książe opuścił wzrok zobaczył, że Diabeł wskazuje na jego emblemat, jakiego użył Reksurg do otwarcia Tytanowych Wrót.
Palec diabła dalej wskazywał ten przedmiot, gdy Książe podniósł wzrok i popatrzył Lordowi Piekielnemu prosto w oczy.... Wiedział, iż Diabeł wie, o co pyta. Chcąc zyskać na czasie postanowił zapytać demona jak ma na imię.
- A więc, skoro jak zdążyłem już zauważyć, lubisz używać słowa A WIĘC. Nazywasz się Upadły? To twoje imię?
Diabęł podstępne sztuczki zna i wyczuł intencje Reksurga.
- Mówią na mnie Upadły, nie noszę takiego imienia. Mówiłęm ci już, a i dobrze zauważyć, że mój rozmówca i GOŚĆ spostrzegawczym jest i słusznym jest, iż słowa, a więc - często używam. Mówiłem również, że nie lubię się powtarzać. Re, użyłeś A WIĘC dwa razy w jednym zdaniu.
I chodź mówią o mnie, żem Aniołem Upadłym jest, niektórym wypadałoby nazywać mnie po imieniu. Jestem Aniołem Przeklętym.
A więc, dla ciebie Re jestem Prze.


2

Legendy Mrocznego Lasu.
Zaginiony szósty rozdział


VI
ILUMINACI MROKU



* * *

„Wśród każdej z rodzin Szlacheckich lini Obrońców Ziemi jest jeden Wampirzy Lord. Zwierzchnicy progowego światła czyhają w szczelinach dnia oczekując lepszych czasów. Kiedy to zjednoczy się cały Wampirzy Ród. Święto zmartwychwstania i jedno z najmroczniejszych spotkań, jakie mogło się kiedykolwiek odbyć na Ziemi.
Zgromadzono tajne posiedzenie. Otwarto kanały miasta. Stróż zamkniętego zamku umarł obawiając się swej śmierci, jako przypadkowy i jedyny świadek spotkania, zdając sobie sprawę z tego, iż zamek nigdy nie był używany w celu, do jakiego niechybnie linia arkad i sklepień dąży, zaklęta w murach gotyckiego projektanta.
Tak takiej zabawy mogą nie pamiętać nawet średniowieczne szczury czy przeczuwające ujarzmiającą grozę, uciekające robaki i pająki, (znikające na najdłuższej nici, pajęczyny obłędu ratującego pozory życia)
Święto świata widzianego do góry nogami. Muzyka wspomnień, żywa porusza się jak latorośl pośród cieni i kątów, posiadłości wiecznie czuwającej we mgle i nocy, dla której światło świtu to ustępujący anioł mroku, uczący zapomnienia w mknącej teraźniejszości.
Jak przepływ obojętnych zabarwionych chmur, rozbijający niemożliwą ilość tajemnic, odbitych od Ziemi lub od gwiazd, przypomina czasy tak odległe jak metafizycznie odbiera nam śmierć jeszcze za życia, czyniąc zeń dryfujące w nicości morze. Gdzieniegdzie porozrzucane kłody wspomnień przesiąkły już słonym przeznaczeniem.
Wino smutku i wino radości. Zjadą się wszyscy wieczni zamieszkujący głęboką noc. Dawni przyjaciele życia i śmierci, widziani właśnie za zasłoną muzyki, z której kurtyny odległej przybywają jak na powrót szczątki rozbitego okrętu.
Wampirze widma w wiecznej mieliźnie czasu, spośród różnie nazywanych epok i stuleci. Przejęci zbyt dobrze znaną tajemnicą istnienia, której opisanie było by nader niebezpieczne jak młot pneumatyczny na mur psychicznych granic zwykle odradzających się po spotkaniu z różnymi środkami niszczącymi świadomość. Mur, którego porowata struktura odnawia się i wciąż na nowo porasta mchem realności. I o ile o tyle nie będę miał okazji przekonać się czy niezmienne ja każdego z nas, mogłoby znieść napór takiego zagłębienia się w wampiryzm iście z obłędu rodem.
Gdyby nie dziura w heksogenie wpadałoby przedstawić wszystkich, tak jak przyszli i oczekiwanych nowych gości.*


3.

Pozostańmy dalej przy powieści paraboli heksogenicznego układu, w jej szóstym wydaniu. Wampirzy Lordowie pozapadali w heksogeniczny sen. Część z nich nie przebudziła się do tego czasu, a jeszcze inni przespali całe stulecia nie zdając sobie sprawy w owego przepływu dni.
Ich pobudkę wieńczył sfiksowany układ Czasu Snu, którego działanie odebrało wampirom pamięć i obdarzyło niekończącą się nieśmiertelnością.
Każdy z nich po przebudzeniu nie wytrzymywał i wariował, o ile człowiek, który myśli, że jest nim nagle okazuje się być księciem mrocznej iluminacji i czy mógłby taki kiedykolwiek stracić resztki karykatury swego umysłu. O tyle każdy na swój własny sposób zapadł się w niekończący się obłęd. Nie mogąc zaznać śmierci jak zbawienia, każdy z rodu wampirzego na własną rękę musiał, znaleźć sposób, by móc dalej wieść życie „zwyczajnego wampira.”
01:13:40
Po drugiej stronie dworu, nadjechała właśnie niespodziewana karota. Pospiesznie wybiegł z niej mężczyzna w czarnym płaszczu, trzymając w ręku zdobioną laskę, drugą podtrzymując cylinder, aby ten nie spadł z głowy podczas biegu.
Kierowca powozu zaraz, jak tylko drzwiczki się zatrzasły, energicznie wstrząsnął cuglami i krzycząc na konie, które galopem ruszyły na dany znak, by zniknąć za zakrętem prowadzącym do stajni.
Ten nagły odgłos, oraz dźwięk kamieni odbitych od kół i kopyt czterech koni został usłyszany przez siedzącą w swojej komnacie kobietę, która właśnie szykowała się do snu.
Wytrącona z tej codziennej ceremonii, pospiesznie zaczęła się ubierać by, czym prędzej wybiec na hol zobaczyć, któż to przyjeżdża o tak wczesnej porze.
Aksamitna suknia opadła na jej ponętne ciało, lekko maskując nagość, która w pośpiechu stanie sie wyzywającą tajemnicą dla niezapraszanego gościa, który przekroczył próg jej dworu i ledwie mógł zamknąć za sobą drzwi dodając dwa kroki, by zobaczyć ją jak pojawia się na szczycie schodów.
- To ty Karnikal? - Zamroczona porą śmierci, cała w stopniałym sercu, stała jak płomień świecy, nie odważywszy się poruszyć. On czekał, tam mając ze sobą podręczny bagaż, na zgiętej ręce zawieszony płaszcz. Musiał stać się jak wir powietrza i jako pierwszy zrobił trzy kroki, zbliżając się swym wzrokiem do jej migotliwych źrenic. Miała wrażenie, że świątynia jej duszy rozpadnie się w cieniu przeciągu.
- Dorota... - Tyle zdołał wypowiedzieć, jego umysł skłębiony w tysiącu zdaniach, które już od wielu lat musiał trzymać w sobie zamknięte niby dym pod szklanym kloszem.
Ich niewypowiedziane, słowa nie znalazły drogi ucieczki. Dwójka wampirów, których milczenie niczym opróżnione kielichy zapraszają do napełnienia ich winem, lub miarą krwi.
- Dorota. Moja przyjaciółko. To stało się nagle. Dopadnie mnie, wkrótce. Nie wiem czy jesteś w stanie przyjąć mnie.
Zrozumiała go bardziej niż myślał, pomimo przeszłości, jakiej nie starczy tu opowiedzieć. Nie wiem, czy serce wampira bije, czy pompuje życiodajną krew. Czy można wyczuć żal pomiędzy jego odmiennym taktem? Uchylić jednak zdążę kryptę tajemnicy, spod, której co noc oboje budząc się, w dwóch odległych miejscach, pierwsze, o czym myślą, to o świcie, jaki spędzili razem. Znali się, bowiem jeszcze za życia, którego puchar zamiast zostać opróżniony przewrócił się, zalany przez fontannę trucizny, która przelała jego brzegi. Plamiąc wszystkie znane sakramenty zwykłego życia. Zostawiając ślady na wieki, dopóki nie skończy się nieskończoność, lub nie odpowiedzą sobie na pytanie, czym jest wieczność.

Mroczne to sanktuarium odmiennej percepcji, gdzie zatęchło powietrze wszelkiej wolnej woli, wejście weń oznaczać może jedynie kres wędrówki za dnia i kiełkowanie nasion strachu, jeśli chcielibyśmy pozostać dalej żywymi. Martwa nieznana religia, do której świątyń nie ma żadnych istniejących wrót w fizycznym świecie. A brak wiary może zgubić każdego.
Nie zagubiajcie zmysłów dreptając po bruku starożytnego podziemnego świata, którego powyższy tekst to zaledwie jego dziedziniec. Zastąpić dałby się innym zdaniem zamkniętym dla mnie, dla was i uwikłujących się w zagadkę wampirów, którzy nie znają nawet lucyfera, ani żadnego z wymysłów, które rządzą tym światem.
W oświetlonym świecami zamku po szachownicy korytarzy wbiega do holu Kasandra. Nic nie zapowiadało, że mogłaby poczuć w najbliższym i najdalszym czasie, taką radość jak teraz, kiedy zobaczyła znanego wampira. Karnikal dla niej to więcej niż cud. Jak rzadka kometa wydawał się dla niej zapowiadać wielkie zmiany w życiu, jego obecność daje jej zapomnienie i napełnia mocą do pokonania wszelkich przeciwieństw.
Wiedziała o wszystkim, co tamtą dwójkę dzieliło, nie mogła jednak ukryć radości nie zwracając uwagi na nic, poza Karnikalem podbiegła do niego wprost w objęcia.
Hrabia de' Karnikal został przyjęty przez wampira Dorotę i wraz ze swym przyjacielem (Grubym ser’Patrykiem, rozpustnym i pijączyną) zostali w ich posiadłości. Hrabia de' Karnikal nie miał jednak dobrych wiadomości. Oto, bowiem wykryto ich tożsamość i musieli oni, czym prędzej opuścić swój dwór.
Ponadto czytelnicy starych legend, siedzą im na ogonie, pasjonaci i miłośnicy domowego ogniska zapragnęli mocniejszych wrażeń stając się łowcami wampirów.
Hrabia de' Karnikal wiedział o poważnych następstwach, które miały nadejść dla całej wampirzej rodziny. Księga, dzięki której niektórym bystrzejszym bibliofilom udało się wykryć iluminatów mroku, okazała się być napisana przez pewnego starożytnego pisarza, który ponoć wiedzę użytą do jej napisania uzyskał od Wyższego Bytu. Tym bytem okazał się anioł, który samego siebie określił, jako „Zaginionego w dziejach Ziemi.”
 Autor księgi umieścił w niej jeden rozdział, który podyktowany został przez tego tajemniczego współautora. Nosił on tytuł „Szósty zmysł gwiazdy pięcioramiennej”, jest on zarazem wstępem, oraz prologiem księgi, której autor nadal charakter przepowiedni.
Całość widniała pod tytułem:

„Pętakl marzeń”
- opowieść dla tych, którym wydaje się, że dziwna jest noc ich życia.

4.

Hrabia de' Karnikal, oraz ser' Patryk nie przybyli do wampira Dopóty z pustyni rękami. Karnikalowi udało się zabić jednego w łowców, oraz odebrać mu jeden egzemplarz tej starej książki, autora niejakiego Pernamętusa.
Powstało wiele pytań, oraz odpowiedzi od dawna męczących wampiry zagadek.
Skąd bibliofile mają oryginalne wydania książek w części podyktowanej przez anioła zamieszkującego niegdysiejszą Watandie?
Kim jest autor „Pętaklu marzeń?” Jakie jest prawdziwe pochodzenie książąt ciemności? Dokąd zmierzają niemogący widzieć słońca ci, którzy zamieniają się w proch po spotkaniu ze światłem dnia? Jakie są następstwa przepowiedni anioła zaginionego w dziejach Ziemi? Czy prawdziwe okaże się przesłanie, jakie niesie nowa era?
Czwórka wampirów z posiadłości dworu książąt... Wzięła się do analizy starożytnego dzieła. Krok po kroku, jakby każda z liter zawierała jakąś tajemną wiedzę...
Trzcionka iście, księżycowa...Wypala swym żarem w źrenicach książąt nocy tajemne oznaczenia. Specjalnie stworzona dla tych właśnie, co ją teraz czytają...

- „Wampirzy łowcy, wydają się teraz jedynie przynętą, która poprowadzi „naszych” w jeszcze bardziej oświecający mrok. Ktoś pociąga za sznury. Ktoś z o wiele bardziej rozwiniętym zmysłem taktycznym. Wyprzedzającym telepatię zamieszkujących noc wampirów. Ma doprowadzić poprzez świeżą krew zwykłych czytających nieodpowiednią książkę ludzi, do owego wielkiego wyjaśnienia.”

Szybko spostrzegli, że jest pisana pismem rozumianym tylko na pewnym poziomie przez Książęta Mroku. Wampiry nigdy się nie dowiedzą, co wychwytują z niej ludzie i na odwrót. Dwóch autorów starannie zaciera ślady zostawiając nowe, które znowuż ustępują miejsca pozostawionym o wiele głębiej niż potrafi to widzieć wzrok zwykłego człowieka. Podczas gdy jedni zatracają ścieżkę prowadzącą przez przełęcz obłędu, drudzy potrafią odnaleźć oznaczenia tegoż zbłądzonego szlaku.


Miejsce:

Postać: Hrabia de' Karnikal, Kasandra, ser' Patryk, madame Dorota.

01:16:30
 Łowcy Wampirów. Postać: Bibliofile.
- Jeden z nich wymyślił sobie, że żeby w pełni zrozumieć książkę „Pętakl marzeń”, musi stać się wampirem i wtedy będzie miał moc potrzebną do tego, aby połączyć zagadkę Pernamętusa i anioła zaginionego w dziejach Ziemi.
Bibliofile pochodzą z różnych stron świata. To fanatycy i kolekcjonerzy starych ksiąg, oraz rzadkich dzieł nierzadko z dziedzin sztuk magicznych czy wiedzy tajemnej. Łączy ich wszystkich wspólna pasja i zamiłowanie do tego specyficznego dreszczyku podniecenia, bądź uczucia, jakie pochłania ich z wnętrza wiekowych stronic starych wydań. Pasja oprawiona w spaniałe złocenia i połyskujące skóry czyni z nich odmienionych mieszkańców sadzaki zamieszkanej przez wielkie aligatory klasyki wylegujące sie w wyczekującym bezruchu, ożywione blaskiem świec.
Najbardziej pociąga ich odczucie, jakie co wieczór osiada gdzieś w pobllizu jak przyjazny zdradziecki ptak wiedzy na nosie gada, które wydaja się lepiej przystosowane do życia i z pewnością będą tak trwały jeszcze długo po tym, jak pielęgnujące ich stworzenia na zawsze opuszcza wnętrza bibliotek. Pośród dni rozsypanych jak korale, oczu płomienie odmierzają upływający czas jakby łącząca je nić zatopiła sie gdzieś w bagnach wosku.
Ci tutaj to nie zwykli szaleńcy, którzy pod koniec życia obawiają się zwykłego świata, jaki na nich patrzy z drugiej strony okna, nie obudzi w nich strachu nawet tajemnicze falowanie firany, kiedy przez dom przechodzi cichy przeciąg grający na ich coraz to starszych kościach.
Wielka Pizda Śmierć, to wielkie wyzwanie. Chcecie sie o to założyć. Powolnie oswajana przez niektórych może być nawet nazwana przyjaciółką. Bibliofile za nic mają lęk przed nią codziennie zapraszając na spacery, czy to paląc tytoń, czy też w szaleńczym pragnieniu chcąc pobratać się z burzą. Wydają się być naprawdę blisko. Dając jej do zrozumienia, że to, co sie z nimi dzieje w życiu to ich wybór.Oszukać przeznaczenie? Jeżeli by coś takiego istniało, czemu nie. Przeznaczenie to los, na jaki sami mają wpływ. Ile świadomości uda nam sie zdobyć ile wiedzy zabrać do grobu?
Nie chciałbym stwarzać plagiatu z życia i żałuje, że Bella Lugosi nie jest moim przyjacielem, bo zapewne pozwoliłby mi dodać
Strzeżcie się!
Strzeżcie się!
Wielkiego zielonego smoka
Siedzącego u waszych drzwi...
Lubi jeść małych chłopców...
Młode szczeniaczki..
I duże,
Tłuste ślimaki...
Strzeżcie sie i uważajcie na siebie..
Strzeżcie się!
Strzeżcie się!

To tyle, jeśli o rycie beretów chodzi. Wypadałoby jednak znać takiego pana Drakule, jeżeli już jesteśmy przy temacie. Dlatego o tym wspomniałem, jeżeli natomiast o moje słowa chodzi to musze jeszcze dokończyć i powiedzieć, że nie jeden aligator jest głodny.


czwartek, 28 lipca 2011

niedziela, 17 lipca 2011

Kilka filmów, które zostaly mi polecone: