
ze strony Jaroslawa Markiewicza:
Rzecz dzieje się na jednym z wielu wrocławskich mostów, około roku 1960, na pierwszej stronie debiutanckiego tomu Stachury Jeden dzień:
Ja mam takie dwa patrzenia... pochylałem się nad poręczą utkwiwszy spojrzenie w wodę, którą z początku widziałem a później już nie, bo jedno z tych moich patrzeń to jest takie nicniewidzenie, zapominanie się oczami, zapadanie się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu.
Te leje po drugiej stronie oczu, to spojrzenie w głąb przeciwstawione jest drugiemu patrzeniu, które jest:
rozbiegane na wszystko, bo nigdy nie wiem co począć z oczami. Podobnie jak z palcami, więc albo palę papierosa patrząc w coś uporczywie, to znaczy nic nie widząc, zapadając się w leje, które muszą być po drugiej stronie oczu, albo trzymam ręce w kieszeniach i wtuliwszy głowę w gniazdo ramion idę kołysząc się na prawo i lewo z rozbieganymi oczami.
(Proces widzenia u początkującego widza, jakim jest małe dziecko lub ktoś, kto odkrywa widzenie po drugiej stronie oczu przebiega w taki oto sposób, że dziecko widzi barwne plamy, kolorystyczne zróżnicowania i następnie środowisko kulturowe (Matka Kultura) pomaga mu w uporządkowaniu tych plam, w wykreowaniu z nich przedmiotów.
Czymś innym jest jednak widzenie po drugiej stronie oczu, kiedy to oczy widzące muszą się jeszcze raz otworzyć do patrzenia i tego otwierania się do patrzenia są przynajmniej trzy stopnie. Tak jakby na potencjale oczu były trzy włączniki. Uszy otwierają się do słyszenia, myśli otwierają się do myślenia.
dalej: http://www.jaroslawmarkiewicz.neostrada.pl/roznosci_004.htm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz