poniedziałek, 15 listopada 2010

Mcleodganj-Amritsar-Jaipur-Pushkar...

Jestesmy juz pustynnym Rajastanie! Mam troche notek do nadrobienia...Ostatnie dni w Mcleod Ganj minely bardzo sympatycznie i zal bylo sie rozstawac. Poranki spédzone z lamá i Nilsem, poludnie na blogim lenistwie, popoludnie zajmowaly nam angielksie konwersacje z Tybetanczykami, a wieczorami ogládalismy filmy i spotykalismy sié z naszá paczká. Przywilejem bylo zobaczyc tutaj w "malym Tybecie" film pt. "7 lat w Tybecie":

Inny film godny polecenia to "Darjeeling Limited":


Wyjezdzalismy w srode rano razem z czésciá naszej zalogi. Cala nasza ekipa spotkala sié o 8 rano na wczesnym sniadaniu w ulubionej knajpce "Gyaki" aby nas pozegnac. Postanowilismy ponownie lapac stopa, tym razem do stolicy dumnych Sikkhów-Amritsar w Punjabie. Dwie druzyny- ja i Kot, druga to Charles, Driva i Alfie. Ruszylismy z Kotem o 9 jeepem do Dharamsali i stamtádbardzo zawirowaymi drogami z masá ciekawych ludzi do stolicy Punjabu. Jechalismy glównie ciezarówkami, które od zewnátrz i od srodka przypominajá swiátynne muzea na kólkach. Tradycyjnie zatrzymywalismy sié na chaj i dalej w droge. Nie obylo sié bez zapalania kadzidelek przed mini oltarzykami w kabinie kierowcy. Po rytuale pudzji nastépywal rytual palenia haszu. Mocno zrelaksowani nasi ostatni kierowcy podrzucili nas pod samá Zlotá Swiátynie, która czyni Amritsar celem wielu pielgrzymek Sikków i atrakcji turystycznej innowierców. Zmeczeni calodniowá podrózá znalezlismy pokój i zasnelismy jak dzieci. Na drugi dzien z wynajétego pokoju przenieslismy sié do darmowych "apartamentów" swiátynnych, które goszczá tysiáce pielgrzymów. Nie bylo lekko ale znalezlismy dwa wolne lózka(jak sié pózniej okazalo póltorej lózka), zostawilismy graty za sobá ruszajác boso i z nakrytá glowá na eksploracje slynnej swiátyni. Piékna architektura, spokój wody otaczajácej Zlotá Swiátynie, zimnawe marmury w ten gorácy dzien-wszystko razem wplywalo kojáco na nasze oczy i ducha. Wokól lad i porzádek;nad wszystkim czuwajá wojowie, którzy bardzo powaznie podchodza do swoich obowiázków. Amritsar dla Sikków jest tym czym Mekka jest dla Muzulmanów totez wokól mnóstwo dumnych brodatych twarzy z róznokolorowymi turbanami na glowie plus mniejszy lub wiekszy miesz u boku. Ci Indiance wygládaja na takich co sié umiejá skrzyknác i cos razem zrobic-myslelismy sobie obserwujác zorganizowanie tubylców. W jednym z budynków przynalezácych do kompleksu swiátynnego jest hala, gdzie kazdy dostanie darmowe jedzonko. Zwyczajem tutejszym jest, ze kazdy Sikkh niezaleznie od pozycji spolecznej ma obowiázek pomóc w przygotowywaniu posilku dla pielgrzymów. Równiez sluzenia im i sprzátania po nich. Tak wiéc napelnilismy swe brzuchy granic mozliwosci przepysznymi potrawami lokalnej kuchni(latwo poznac smak potrawy przyrzádzonej z sercem). Zmywac jak gosciom jest nam zabronione hehe. Sama Zlota Swiatynia jest dosc mala i znajduje sié na srodku malego jeziorka(polecam sprawdzic video na you tubie: golden temple, amritsar). Ciágle dostawalismy od tubylców jakies drobiazgi. A to ciasteczko a to 10 bananów...Pomimo tylu zagranicznych turystów w Indiach nadal jestesmy rodzynkami w wielomilionowym tlumie hindusów. W trakcie zwiedzania swiatyni okazalo sié, dlaczego ciágle nie spotkalismy naszej ekipy, ktora w szalonej chwili spontanicznosci ruszyla do...Kashmiru! Postanowilismy na nich dluzej tutaj nie czekac i kupilismy bilet na nocny autobus do Jaipuru-stolicy pustynnego stanu Indii, Radzastanu. Oto notka z tamtej nocy:

nocny trip amr-jaipur

-zycie jest niesamowite, nawet kiedy takim nie wydaje sie byc. Zdumiewajace ile kilometrow trzeba przejechac aby sobie to ponownie uswiadomic. Rozlozeni w autobusowym pudlke gnamy w kieruniku rajastanu pijac cidera (8% alk). Jestesmy w tej dziwnej szufadzie pelniacej funkcje jadacej sypialni. Przed nami 900km drogi. Naszá sypialniá mocno rzuca, za oknem nocne zycie matki India i jej dzikich pustkowi.. kupujac orzeczki na ostatnim postoju dostalem chyba przez pomylke male zawiniatko z tajemniczym proszkiem. Mamy tez dobra porcje haszu-tuteszy patron podroznych...W sumie nie liczác brudu i mocnych zarzucan przy kadej dziurze w drodze mamy tu jak u pana boga za piecem. nawet kibelek pod reká, wystarczy odsunác okno i...celowac w mijane ciezarowki. zyc nie umierac! W radio wolnosc cala noc leci dzis deep forest...

Nie trudno poznac kiedy dojechales/as do "rózowego miasta" -budzisz sié z piaskowym kurzem w kazdym mozliwym miejscu swego ciala. Do tego sloneczny zar(jest polowa listopada, w lecie srednia wypada okolo 45 st C, max 50 stC) oznajmia, ze dotarles w indyjskie tereny pustynne. Indie to codzienne niespodzianki, np autokar którym tu dotarlismy slono kosztowal a mial byc luksusowym pojazdem dla zachodnich turystów...kiedy budzisz sie szczelnie pokryty piaskiem, obity podrzucaniem "spiácej szuflady" zastanawiasz sié jak musi wygladac lokalny autobus. No cóz, najtrudniejszy jest pierwszy miesiác aklimatyzacji, dalej bédzie tylko ciekawiej:) Szukajác taniego pokoju spotkalismy bardzo sympatycznego riksiarza Rafika, który zawiózl nas do calkiem przyzwoitego hoteliku "pink city"(przyzwoitego na standardy indyjskie, nie europejskie!). Rzucilismy plecaki, szybki prysznic(oczywiscie zimny!) w mini lazience za recepcjá i dalej na podbój miasta! Rafik zaoferowal nam swoje uslugi turystyczne i tak za 350rs w ciágu okolo 8 godzin pokazal nam mase ciekawych miejsc w 15milionowym Jaipurze. Zawiózl nas najpierw do najwiekszego na swiecie kalendarza slonecznego(na liscie swiatowych zabytków), palac maharadzy, fabryke ciuchów(farbionych naturalnymi barwnikami z warzyw,przypraw i kwiatów), ulice sklepów jubilerskich, swiátynie slonca na wzgórzach poza miastem i kilka innych miejsc. Na drugi dzien jego brat zabral nas do gigantycznego Amber Fort równiez na wzgórzach otaczajácych plaskie miasto. Forteca robi wrazenie swoim rozmiarem, same wnétrza dosc puste. Do fortecy mozna dojechac na sloniu za jedyne 900rs! Po "zaliczeniu" fortu powoli wracalismy do centrum brudnej metropolii na popoludniowy autobus do Pushkar na coroczny festiwal wielbádów. Jesli ktos z Was lub waszych ziomków rusza do Radzastanu, polecam jeden dzien z bardzo pomocnycm Rafikiem w Jaipurze(nieobédzie sié bez poznania kilku jego znajomych, którzy bédá chcieli wam cos sprzedac:). Z Jaipur wzielismy 3 godzinny bus do Ajeemr i dalej pól godziny busem do Pushkar. Podróz busem jest dobra na czytanie ksiázek(koncze powoli "tybetanská ksiege zycia i umierania"-polecam jako swiétne wprowadzenie do buddyzmu, Sogyal Rinpoche), medytacje czy jak w przypadku Kota gre w szachy na iphonie.
Wreszcie przybylismy do tego piéknego miasta Pushkar, które slynie z uroczego jeziora i corocznego festiwalu wielbládów(trwa 8 dni i jest glównym zródlem dochodu z turystyki dla miejscowych). W tym roku wpadlo az 50 000 wielbládów! Nasz nowy znajomy Victor(francuz) objasnia wlasnnie Adamowi co warto zobaczyc w okolicy, czekajác na sniadanie (12 w poludnie) w tym malym hoteliku "seventh sea". O malo nie wyládowalismy w obskurnym namiocie na dachu hotelu, ktorego wlasciciel przekonywal nas o niemozliwosci znalezienia niczego innego w tym okresie. Jedná z regul, która swietnie sié sprawdza w podrózy po Indiach-nigdy nie warto brac pierwszego lepszego noclegu, mimo najszczerszych przekonywan o braku miejsc gdzie indziej, powodzi, zamknietych drogach i grasujacych w miescie dinosaurach. Niestety ale po spotkaniu tak wielu "pomocnych" szybko pojawia sié nawyk braku zaufania. Z jednej strony jest garstka ludzi z sercem w réku ale giná oni w tlumie krétaczy i profesjonalych naciágaczy.
W Pushkar planujemy zostac na 3 noce. Czesc naszej ekipy ma tu dojechac, w tym Rob na nowo zakupionym motocyklu. Fantastycznie byloby ich zobaczyc w ciágu najblizszych kilku dni, szanse sa male ale mamy nadzieje, ze sie sprézá. Nas powoli zaczyna naglic czas, zostalo nam 6 tygodni i chcemy jeszcze zobaczyc Agre, Varanasi, Bodhgaye w najblizszych dwóch tyg. zanim ruszymy do Nepalu. Wyraznie teraz widac, ze przyjazd tu na krótszy czas troche mija sie z celem. Plany zmieniaja sié co 5 minut i duzo zalezy od momentów spontanicznej kreatywnosci. Kto wie, moze zostaniemy na dluzej w przyplywie takiej wlasnie chwili... cdn.

Brak komentarzy: