...czasami kiedy budzę się rano i nie wiem czy to nie kolejny sen -wstaję z łóżka, wychodzę z domu i nigdy nie wracam...
piątek, 30 października 2009
Zupa!
Kolejny przysmak od Ebe:
ZUPA Z CZERWONEJ SOCZEWICY
2 łyżki masła
wielka posiekana cebula
kilka plasterków świeżego imbiru
posiekany ząbek czosnku
3 plasterki cytryny ze skórką
czubata szklanka czerwonej soczewicy
ok 7 szklanek wody
sól, papryka słodka w proszku
szczypta chili
Rozpuścić masło, wrzucić cebulę, czosnek, imbir i cytrynę, poddusić pod przykryciem, czasem mieszając, 5 minut. Dodać wodę, soczewicę, doprawić solą i pozostałymi przyprawami. Gotować ok 40 minut, az soczewica zageści zupę.
Można zmiksować.
Podawać z grzankami.
Pycha!
Ps. Jako, ze znalazlem fote z zupa posypaná czyms zielonym, proponuje tá zupe z przepisu...posypac czyms zielonym:)
Ps.2 Jabym jeszcze dodal kilo chilli i wisienke z musztarda na góre tego zielonego...
Moja wersja tej zupy...
Jako,ze u nas ciágle Haloween to postanowilem dodac dynie!
poczatek ten sam:
cebula, czosnek, chilli(jalopenos, habanero), imbir i troche wegety
po podsmazeniu na masle albo oliwie dodac:
dynie pokrojoná w kawalki, ziemniaki pokrojone w kostke,
seler i duzá pake czerwonej soczewicy.
przyprawy: sól, kminek, kardamon, suszony rozmaryn, czerwona papryka
Wszystko zalac woda i gotowac okolo 35 min
Pod koniec wycisnác pól cytryny.
Jako dekoracje uzylem smietane, zielona cebulke i swiezá kolendre.
Mozna podac ze swiezym dobrze wypieczonym chlebem.
Jako, ze Kot wlasnie niedawno kupil duzy gar na tego typu zupy-postanowilismy sprawdzic jego pojemnosc i tak powstalo 11 litrów zupy! Zupa jest bardzo gesta, smaczna i pozywna wiéc zapas powinien starczyc do swiát...bédác w poblizu zapraszamy na przetestowanie;)
czwartek, 29 października 2009
Neo jako metafora wédrówki tarotowego Glupca(0)
A teraz ciekawostka...
Ile wspólnego ma Tarot z Matrixem i dlaczego?
Odpowowiedz braci Wachowskich na koncu filmiku:
Swieckie satori
ten tutaj i tamten tez
spotkal sie wczorajszej nocy ze Sobá
nie ma dzis potrzeby o tym opowiadac
-po coz zawracac glowy zmeczone swym ciézarem
zresztá one juz o tym gdzies sluchaly
w reklamie telewizyjnej czy
recenzji zachodniego bestsellera...
ten tutaj i tamten tez
moze sié tylko serdecznie usmiechnác
zwyczajnie szary i anonimowy
jak powietrze bédzie sie dzielil odkryciem
placác rachunki i wyrzucajac bezboznie smieci w niedziele
ten tutaj i tamten tez
kiedys umrze niespodziewanie
nie namalujác zadnej monalizy
ani nie zmieniwszy swiata na lepsze
odejdzie tak normalnie bez ostatniego slowa do narodów
co najwyzej uroni wdziéczná lez z tej intymnosci
rozpoczynajác kolejne osobiste przezycie
Zasady wiary chasydyzmu
Znalezione na blogu J. W. Suligi...
Jak tłumaczy A. Unterman, według Beszta: „Każdy człowiek musi odnaleźć swój własny próg wtajemniczenia religijnego i od niego zacząć”[15]. To stan wewnętrzny decyduje o wartości wierzącego. Warunkiem wiary jest otwarcie się na świat. U jej podstaw legła tradycja kabalistyczna[16], widząca okruchy Bożej obecności w każdym przejawie stworzenia i twierdząca, że świat istnieje „wewnątrz” Boga, dlatego można Go czcić nawet najprostszymi zajęciami. Ponadto, obowiązkiem chasyda jest tikkun, czyli naprawa. Po dokonaniu się szewiry, czyli rozbicia świata na wiele naczyń, „boskie iskry” zostały zamknięte w „łupinach”, a zadaniem człowieka jest ich uwolnienie, by został przywrócony idealny porządek. Można go osiągnąć poprzez współżycie z rzeczami, użytkowanie ich w święty sposób, zawsze myśląc o Bogu. Nie ma jednak jednej wyjątkowej drogi służenia Bogu. Jak mówił Jasnowidz z Lublina[17]: „Nie można powiedzieć człowiekowi, jaką drogę powinien obrać. Bo jedna droga służenia Bogu wiedzie poprzez studia, druga poprzez modlitwę, inna przez posty, a jeszcze inna przez jedzenie. Każdy winien uważnie zbadać, ku jakiej drodze skłania się jego serce, a następnie poświęcić się jej ze wszystkich swoich sił”[18]. Nie należy więc naśladować wielkich czynów przodków, lecz odnaleźć własną, indywidualną drogę do Pana. W chasydyzmie stale podkreślano niepowtarzalność każdego człowieka. Poza tym, jak mawiał rabbi Jakow Icchak Horowic: „Cóż to byłby za Bóg, gdyby można mu było służyć tylko w jeden sposób!”[19].
Baal Szem Tow wprowadził niezliczoną liczbę reguł postępowania oraz nabożnych maksym. Podkreślał subiektywną stronę judaizmu, wierząc że Boga można znaleźć wszędzie. Idea boskiej wszechobecności głosiła, że w każdym elemencie stworzenia znajduje się boska energia, która podtrzymuje go w istnieniu. Kabalistyczna idea „boskich iskier” znajdujących się w każdym bez wyjątku przedmiocie przyczyniła się do tego, że w odróżnieniu od innych mistyków, chasydzi nie uznawali fizyczności za przeklętą i odrzucili ascetyzm. „Iskry te można uwolnić poprzez użycie fizycznego przedmiotu do pobożnych bądź szlachetnych celów. Często główną różnicę stanowi jedynie intencja. Jeśli człowiek je, bo chce nabrać sił dla dalszej służby bożej, uwalnia boskie iskry zawarte w jedzeniu, i tym samym sprawia, że fizyczny przedmiot osiągnął cel swojego stworzenia.”[20] Chasydzi porzucali zatem ascetyzm i drobiazgowe przestrzeganie rytuałów, gdyż naturalną konsekwencją zespolenia z Bogiem jest radość, pogoda ducha i optymizm. Odrzucenie ascetyzmu nie polegało jednak na oddawaniu się cielesności. Jego rozumienie dobrze oddają słowa rabbiego Nachmana z Bracławia: „Jedzenie to akt uświęcający, wymaga pełnego uczestnictwa umysłu”[21]. „Stań się człowiekiem, dla którego zaspokajanie potrzeb ciała jest doświadczeniem duchowym.”[22]...
http://kabala.blox.pl/html
poniedziałek, 26 października 2009
autor: Cyberbudda
drugi koniec rury bardo
czy żyjesz?
atomie otoczony chmurami elektromagnetycznych powłok
gajo spowita w obłoki
holonie
pylonie bytu
kwarku zanurzony w gluonowej przestrzeni nieoglądu
poszukujący jedności
tożsamości własnej wizji
tej samej wibracji
rozpędzonej synkopą doświadczeń
tak w bęben szyny
stuka biała lokomotywa
miedzy przęsłami mostu
jedność wibracji
odczuwasz jako grawitację
gdy lgniesz do drugiego atomu
z nadzieją lądowania na jego planecie
lgnięcie
to drugi koniec rury bardo
to narodziny
i synchronia wcielania się w nowe drżenie
aby lgnąć pierwej musisz się oddzielić
pierwej być
sercem atomów
w grawitacyjnym łonie gai
i
sercem umysłu
w kontemplacyjnym łonie współodczuwania
O cudach podczas masakry w Rwandzie.
W czasie tego ludobójstwa na tle etnicznym pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu zginęło około 800 tysięcy ludzi. Zajścia rozpoczęły się 7 kwietnia 1994 roku, dzień po zestrzeleniu podchodzącego do lądowania w Kigali samolotu, na pokładzie którego znajdowali się prezydenci Rwandy i Burundi. Systematyczna masakra mężczyzn, kobiet i dzieci trwała około 100 dni i odbywała się na oczach społeczności międzynarodowej. Okrutne zbrodnie były popełniane przez oddziały milicji i uzbrojonej armii. Również ludność cywilna masowo przyczyniła się do masakry.
Pewien Świadek Jehowy, przybyły z Francji w ramach akcji niesienia pomocy, tak opisał to, co wraz z pozostałymi wysłannikami zobaczył 30 lipca:„Ujrzeliśmy koszmarne sceny. Wzdłuż drogi — kilometr za kilometrem — leżały zwłoki. Zbiorowe mogiły były wypełnione tysiącami ciał. Kiedy przedzieraliśmy się przez rojowisko ludzi, czuliśmy nieznośny odór. Tuż obok zmarłych bawiły się dzieci. Widzieliśmy ciała rodziców, których dzieci jeszcze żyły i kurczowo tuliły się do ich pleców. Takie widoki wciąż się powtarzały i boleśnie wryły się nam w pamięć. Przytłaczało nas uczucie całkowitej bezsiły. Nikt nie może pozostać spokojny w obliczu takich okropności i spustoszeń”.
Ludobójstwo, które miało miejsce w Rwandzie w 1994 roku, odbyło się przy biernej postawie żołnierzy UNAMIR..."
zródlo: http://religiapokoju.blox.pl/2006/04/Obluda-Zachodu-Masakra-w-Rwandzie.html
W tle tych przerazajácych wydarzen jedna z mlodych kobiet aby uniknác pewnego gwaltu i smierci znajduje schronienie razem z kilkoma innymi kobietami z plemienia Tutsi w lazience pastora(z plemienia Hutu). Bédác przerazona i na skraju wyczerpania zwraca sie do ostatniej deski ratunku czyli Boga a Bóg czy Duch jak kto woli daje o sobie znac...
niedziela, 25 października 2009
Uwalniam wszystkie istoty
błądzące w moim umyśle,
rozsypane po całym wszechświecie
który także błądzi w moim umyśle,
a umysł błądzi w nim po raz wtóry
i trzeci,
uwalniam wszystkie istoty
głęboko schowane na jawie
w gonitwach i wodospadach dnia,
rodzące się w fantazjach erotycznych,
w więzieniach, na wojnach,
pojawiające się w świętych
pismach automatycznych
i w pismach świeckich,
uwalniam od wydawania się sobie,
od wydawania się innym,
od brania jednego za drugie,
i wspinania się po raz dwunasty
na tę samą górę
Jaroslaw Markiewicz
Dwie smierci.
Fragment z zapisu dzisiejszych snów:
1. Grupa zloczynców napada na rodzinny bydynek mieszkalny. Mnie dziwnym trafem udaje sié skryc w sásiedim budynku. Przerazony chowam sié tam do czasu rozwiázania sytuacji. Po kilku dniach brygada ratunkowa obezwladnia zbujów i uwalnia zakladników. Podczas wymykania sié z mojej kryjówki zostajé posádzony o bycie jednym z napastników i zastrzelony.
2. Trwa wojna a ja znajdujé sie w obozie jenieckim. Miédzy mna a jednym ze strazników przypominajácego SSmana wywiázuje sie przyjacielskie porozumienie. W krótkim czasie mam jednak zosatc stracony osobiscie przez mojego nowego znajomego. Caly czas mam silne wrazenie, ze ssman to inny ja. Po chwili udajey sié na miejsce gdzie dostal rozkaz mnie powiesic. Robi to niechétnie ale jest lojalnym zolnierzem. Rozumiejác, ze nie ma w tym nic osobistego starams sié zaakceptowac to co sié zaraz wydarzy jednak w miare zblizania sié do miejsca stracenia widze wiszáce ciala i dociera do mnie,ze sa to moje ostatnie minuty. Panika zastépuje ciche przyzwolenie i mówie mu o tym co czuje. widze w jego oczach smutek ale i zdecydowanie, odpowiada: Obiecujé, ze nie bedzie bolec...
Dochodzimy do dziwnej fortyfikacji, mój kat przekazuje swojemu oficerowi jakies papiery wskazujác na mnie po czym odbija w jakies boczne wyjscie. Przechodzác przez nie szybkim gestem wskazuje mi abym uciekal! Przebiegam przez brame fortyfikacji do wewnatrz(!) i barykadujé sié w pierwszym lepszym pomieszczeniu. Z zewnátrz slysze halas karabinów maszynowych i dobijanie sie do srodka. Zolnierze szturmujá wejscie a ja czekam na rychly koniec.
rycina by W.Blake http://boskakomedia.korona-pl.com/index.html
sobota, 24 października 2009
"Zajazd" Rumiego
Bycie czlowiekiem to prowadzenie zajazdu.
Co ranka nowi goscie: radosc, depresja, mala podlosc.
Czasami, jak niezapowiedziany gosc,
zagláda przeblysk wyzszej swiadomosci.
Przyjmuj i obsluz ich wszystkich!
Nawet jezeli to banda smutków,
które przeczesuja budynek i wynoszá meble.
Traktuj kazdego goscia z szacunkiem.
Byc moze oczyszcza ci przestrzen na nowa radosc?
Ciemne mysli, wstyd, zlosc...
z usmiechem witaj wszystkich u drzwi
i zapraszaj do srodka.
Bádz wdzieczny za kazdego, kto przychodzi.
Bo kazdy z nich zostal wyslany do ciebie jako przewodnik stamtád.
"W drodze. Poeci pokolenia beatników" Hans-Christian Kirsch
"Ciężko byłoby odnaleźć drugie pokolenie literackie, które zostawiło po sobie tyle biograficznych materiałów, co beat generation. Sytuacja ta znajduje podwójne uzasadnienie. Po pierwsze, jest to wynik specyficznego stylu i sposobu życia przedstawicieli owego pokolenia, przepełnionego ekscesami i skandalami. Po drugie, mamy tu do czynienia z licznymi próbami autobiograficznymi. W powieściach beatników bohaterowie są często wzorowani na postaciach autentycznych, a fabuła jest swoistym przeniesieniem prawdziwego życia (zob. np. Jack Kerouac "Włóczędzy dharmy", wyd. pol. Wydawnictwo WAB, Warszawa 2006).
Ten obszerny ale i ciekawy materiał wymagał zebrania, ujednolicenia i skorygowania. Pracę tę wykonał Hans-Christian Kirsch, badacz, który w swoim dorobku ma już wiele biografii (m. in. Simone Weil, Sylvii Plath, Che Guevary, Waltera Benjamina). Jest to jego pierwsza praca poświęcona bohaterowi zbiorowemu. Lecz czy faktycznie można nazwać przedstawionych tu poetów mianem bohatera zbiorowego? Chyba nie do końca. Są oni wielkimi indywiduami, których tak wiele łączy, ile dzieli zarazem. W dobry sposób pokazuje to książka Kirscha: poszczególne rozdziały traktują raz o większej grupie pisarzy, raz o grupach mniejszych a czasem o poszczególnych przedstawicielach omawianego ruchu.
Czym było - tak szumnie nazywane - pokolenie beatników? W istocie to nieformalny ruch kulturowo-literacki powstały w USA w połowie lat-tych i trwający praktycznie do końca lat 60-tych (1969 rok - śmierć Kerouaca umownie zamyka działalność ruchu, choć poszczególni jego członkowie, jak Ginsberg, wykazują później zróżnicowaną aktywność). Do głównych przedstawicieli należy zaliczyć właśnie bohaterów tej książki: Neala Cassadyego, Williama S. Burroughsa, Allena Ginsberga i Jacka Kerouaca, pamiętając przy tym, że ruch ten nie ogranicza się do nich. Byli oni jego pionierami oraz najdoskonalszymi przedstawicielami. W ciągu 25 lat ekspansji literackiej pojawiło się wielu mniej utalentowanych naśladowców.
Pisarzy z pokolenia beatników cechowało odrzucenie tradycyjnych dogmatów Kościoła, nauki i polityki. Dążyli do intensyfikacji i autentyzacji życia. Starali się poprzez szczerość i uczciwość określić własną tożsamość, co niejednokrotnie zmuszało do przełamywania społecznych konwencji.
"Ta gloryfikacja życia [...] oznacza bunt przeciw standaryzacji, ujednoliceniu ludzkiego egzystencji pod każdym względem, przeciw stworzonej i propagowanej przez społeczeństwo konsumpcyjne teorii, że szczęście wynika z posiadania mnóstwa rzeczy, autorytarnej władzy i drugorzędnych cnót." (s. 192)
W rzeczywistości ten wyidealizowany obraz beatników sprowadzał się często do alkoholowych uzależnień, narkotykowych eksperymentów, nieustannych problemów finansowych i włóczęgostwa.
Swoista ambiwalencja znajduje doskonałe odbicie w nazwie ruchu, ponieważ angielskie słowo "beat" można tłumaczyć jako "błogi, uszczęśliwiony" lub "zniszczony, pokonany".
Artyści związani z ruchem beatników zrewolucjonizowali zachodnią poezję i prozę. Przełamanie konwencji nie ograniczało się do sfery społecznej ale przeniknęło również do poetyk. Ich wpływ na późniejsze nurty tak społeczne (ruch hippisów) jak i artystyczne jest niezaprzeczalny. "W drodze..." zapoznaje czytelnika z wieloma barwnymi postaciami i inspiruje do sięgnięcia po ich twórczość."
Hans-Christian Kirsch
piątek, 23 października 2009
środa, 21 października 2009
wtorek, 20 października 2009
Poezja popelniona z zaskoczenia.
"Każda dobra poezja jest spontanicznym wybuchem głębokich uczuć."
Bo chodzi o to aby wydzielac tá wyjátkowá chwilé na swój niepoprawny sposób;
wlasciwa muzyka z wlasciwym przypiciem mogá wplynác na odpowiednie slowa;
dostrzegajác wygode bycia odczepionym od wszelkich etykiet zastanawiam sié
czy te linijki przetrwaja, nadajác komukowliek lub chociaz mnie jakiegos kierunku...
slowo na wage zlota
wyspá na oceanie cisz
odwiedzajác lancuch wysp Pospolitych
poeta stal sié rozbitkiem
podziwial wschody i zachody
na piaskowej granicy
miedzy milczeniem
a pierwszym wierszem
...podázajác potokiem mysli biegnij razem ze mna wzdluz krétych ulic nowych mozliwosci, na koncu których znalezc mozemy przejscie do podziemnych miast. Pozornie opustoszale tetniá one innym orzezwiajácym zyciem. Dotykajac ideii od srodka znajdziemy nowe przestrzenie wznoszenia sié. Bádzmy tutaj szczerzy- jest wiele dróg, które czekajá na nasz krok i katastrofe, ktorá one przyniosá...Próbujac odczarowc nude codziennej egzystencji nadal bédziemy latac w swych anonimowych niebach- sá one natchnieniem do popelniania bledów naszej przyszlej mlodosci.
pamiétam snieg
i niewiedzé o tamtym miejscu
...odwiedzalem bliskich
w ich rodzinnych stronach
(niesmialosc i bunt obok léku z ekscytacjá
to ulubione koktajle mojej mlodosci)
pamietam te zimne dni
w rozkochowie,
malenki bar i nas mlodych nabuzowanych
przed samym nieznanym
byly jakies grzyby i ziola palone z poezjá
sporo tyskich piw i niepokornej muzy
dzisiaj (majáce potencjal na inne wspomnienie)
pije rózniejsze alkohole
w towarzystwie raczje zagranicznym
czujé sié nadal wygodnie malym
i czésciej szczésliwszym
choc wtedy i dzis zdaje sie jednak czegos brakowac
pamietam pierwsze cenne upicie sié
a po nim kac czysty jak bozonarodzeniowy snieg
wymioty jakby nie smierdzialy
a dziewczeta jakby mówily do rzeczy
-bylismy adeptami sztuk tajemnych!
pamietam chwile
zostajác sam na sam poza rodziná,
znajomymi i samym sobá
dokladnie tak jak teraz na tym krzesle
otoczonym szumem rozpitego lokalu
gdy nie ma nic wiecej do powiedzenia
a to co sié wie pozostaje tylko
miedzy ja a dniem rychlego odejscia
poniedziałek, 19 października 2009
piątek, 16 października 2009
FREE HUGS ARE BACK!!
Przypomnienie z ostatniego:
Najblizsze Free Hugs robimy 20tego pazdziernika WTOREK
zbiórka o 1pm na Trafalgar Sq w Londku ofkors
środa, 14 października 2009
wtorek, 13 października 2009
Chcesz byc wolny? Pokochaj swojego wroga...
kiedy swiat jest ci niemily
pomysl o koszmarach, ktore ci sie snily
ich realnosc jest wátpliwa
choc we snie jest to dosc przerazajáca chwila
ocknij sie mój bracie drogi
i zacznij swiétowac istnienie innej drogi
przebacz temu co cie wnerwia
i rozpoznaj jaka w tym jest glebia
swiat jest tylko kiespkim zartem
wybacz, baw sié i snij z ducha hartem
radosc niech zastapi wszystkie zale
a milosc przypomni boská chwale
sobota, 10 października 2009
czwartek, 8 października 2009
poniedziałek, 5 października 2009
Andaluzja '09
Kolejny wyjazd i kolejne odkrycie nowego "swiata". Spédzilismy z Kotem tydzien w poludniowej Hiszpani zwiedzajác piékná Andaluzje i raczác sie nieco innym stylem zycia i myslenia. Zatrzymalismy sié u zaprzyjaznionych brazylijek w Maladze, gdzie robily krótki kurs hiszpanskiego. Sama Malaga to urocze miasto nad morzem Sródziemnomorskim znana z miejsca urodzin Picassa, nieco brudne z wielká rzeká bez wody i wyluzowanymi studentami(Malaga jest ponoc drugim miastem po Madrycie jesli chodzi o liczbe studentów hiszpanskiego). Pogoda wysmienita...w nocy bo za dnia temperatura 35^C dawala nam sie we znaki. Siesta trwa od 2pm do 6pm i w tym czasie zamiera spora czesc miasta- wiekszosc sklepów zamkniéta, telefony wyláczone a okna pozaslaniane. Pod wieczór zaczyna sie cos ruszac i miasto budzi sie do zycia. W centrum ludzie siedzá przy piwie, winku delektujác sié wysmienitym jedzeniem, glównie ryby w malych porcjach zwanych tapasem.
Po kilku dniach na Costa del Sol wybralismy sie do Granady slynácej z przepiéknego palacu Alhambra ("czerwona wieza") uwazanego za najcenniejszy zabytek Arabski w Europie. I rzeczywiscie sama fortifikacja z ogrodami robi ogromne wrazenie. Sam palac wg mnie to taki europejski Taj Mahal. Wiecej o Alhambrze: http://pl.wikipedia.org/wiki/Alhambra
Po powrocie z Granady spedzilismy kilka dni ponownie w Maladze, gdzie schladzalismy sie zimnym piwem( cervesa) i lokalnymi winami na plazy Malageta. Tani jak barszcz alkohol i mocne slonce sprzyja glébokiemu odprézeniu. Troche kápieli w cieplym (dla nas!) morzu przyciagnelo uwage tubylców, którzy jakby nie wyobrazali sobie plywania na jesien. Tutejsza jesien to jak lato w Polsce:) Planowalismy odwiedzic Gibraltar i "biale miasta" kolo Rondy jednak z tego jesiennego upalu nie chcialo nam sie myslec a co dopiero wyjezdzac poza wybrzeze! Zebralsimy sié w koncu do Sewilli-serca Andaluzji, które bije w rytmie flamenco upijajác odwiedzajácych swym magicznym urokiem. Poza gorácem, uderzyla nas w niej artystyczna atmosfera i dluga historia wymalowana na kazdym rogu. Setki wáskich, kretych uliczek jak w sieci pajáka prowadzá do centrum tej dawnej stolicy Hiszpani. Pomimo duzych rozmiarów miasta wydaje sie, ze wszédzie mozna isc na piechoté- i wszédzie chce sié isc bo urok kazdego zakátka jest magiczny. To tak jakby wziásc to co najpiekniejsze w Krakowie i Wroclawiu razem, pomnozyc 10 razy, dodac tropikalny klimat i ludzi, którzy zdajá sie zyc wylácznie sztuka, siestá i fiestá...i jest w jakims przyblizeniu Sewillá.
Wielkim minusem jest temperatura- na przelomie wrzesnia z pazdziernikiem okolo 35^C a od czerwca do sierpnia miasto pustoszeje bo temp przekracza nawet 50^C. Sewilla slynie równiez z flamenco. Bylismy tutaj na jednym wystepie w knajpie przypominajácej krakowski bar piwniczany, tyle ze ten tutaj do którego zabral nas znajomy nie byl wogóle z zewnátrz oznakowany-tylko dla "wtajemniczonych". Jako ze wystép flamenco jest darmowy trzeba przyjsc 2 godziny wczesniej aby zajac miejsce siedzáce przy stoliku zastawionym muchas cervesas y vino. Kiedy na trzech krzeslach zasiadajá muzycy cala knajpa milknie jak za dotkniéciem magicznej rózdzczki. Czuje sie wielki szacunek i skupienie a sam wystép porównalbym do misterium. Emocje muzyków przelewaja sié na calá sale podchmielonej publicznosci i kazdy przezywa je na swój sposób.
Kilka rad dla odwiedzajácych Andaluzje ( na bazie naszych pomyslek):
-nie brac spiworów, koców ani kolder
-nie brac galázki rozmarynu od Cyganek( potrafiá byc bardzo agresywne jak nie zaplacisz za rozmarynek mocná walutá)
-pomimo silnego slonca jesieniá nie warto brac kremu do opalania bo i tak slonce nie przypali
-nie zdejmowac butów w autokarze bo kierowca jest uczulony na pot obcokrajowców
-staraj sié raczej dukac po hiszpansku niz zagadywac dobrym angielskim
-bádz mily dla tubylców, zwlaszcza dla tych starszych, którzy pod introwertyczná pozá kryjá wielkie serce
-zagaduj sásiada, który pije przy stoliku obok
-nawet o 4 rano fiesta jest mile widziana -zanim zaplacisz za wstep do lokalnego zabytku poszukaj bocznych otwartych drzwi
-balkony w Sewilli sá wygodne do wspinania sié gdy po pijaku zgubiles klucze do mieszkania
-nie chlap sié w fontannie z aparatem fotograficznym w kieszeni-lubi wpasc do wody co by sié ochlodzic...
-nie spiesz sié- nawet jak Ty bedziesz na czas to reszta nie bédzie
-nie spij w autokarze-dookola zobaczysz kraine ze snów!
Przydatne linki:
http://www.national-geographic.pl/traveler/artykuly/pokaz/andaluzja/
http://antonito.bloog.pl/id,1622021,title,O-Maladze,index.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Alhambra