Troché przemyslen na temat wolnosci od swiata...
Od dluzszego czasu nie wciágajá mnie ezoteryczne dyskursy na temat tzw rozwoju duchowego z wszelkimi skomplikowanymi etapami oswiecenia czy duchowego polepszenia swojej "psiej" ziemskiej egzystencji. Coraz bardziej cenié sobie prostote i wdziék bezkompromisowych nondualistycznych przeslan i wskazówek mistrzów zen, "Kursu Cudów" czy np nauk Echarta Tolle'a. Wiékszosc sciezek z jakim sié spotkalem przez ostatnich 10 lat, chcác nie chcác przedstawia skomplikowaná drogé do osiágniécia szczéscia w przyszlosci. Chyba kazdy z nas zaczynajác swá podróz wgláb tajemnicy istnienia zgodzil sie, na jakis czas zdyscyplinowanej praktyki i poswiécen w celu osiágniécia slodkiej marchewki, którá nam obiecano...zabawne, jak wiele osób "zajmujácych sié duchowosciá" ma dziesiátki dyplomów z najrózneiszych ezo kursów jednak nadal cierpi i z jednych problemów pakuje sie w nastépne(zupelnie jak ci, którzy tych dyplomów nie majá). Znam to calkiem dobrze z wlasnego doswiadczenia, zrobilem kilka róznych ciekawych kursików z zakresu naturalnych terapii, uzdrawiania, szamanizmu, które z calá pewnosciá dostarczyly sporo twórczej zabawy i czésto pewnej formy pomocy jednak z czasem okazaly sié "krótkoterminowym rozwiázaniem dlugoterminowego problemu"-a jaki to problem? Chociazby, to ze nadal odczuwam smierc w przeróznych jej formach- lék, ból, przywiázanie do rzeczy, ludzi i miejsc...Co wiecej ludzie, którym zdaje sié pomagac po chwilowym polepszeniu wracajá do starych nawyków. Wiéc jak to jest z tym naszym jestestwem? Kim jestem i o co tu biega? To co odkrylem poznajac rózne ezo rozrywki to to,ze odpowiedz nie lezy na szeroko rozumianym umysle-ego, które uwielbia caly ten "rozwój duchowy" i zabawe w stawanie sié lepszym na poziomie jednostki czy spoleczenstwa(ewolucja). Podpowiedz lezy poza umyslem i jego dualná naturá czyli calá iluzjá, w którá dalem sié wciagnác. Kiedy otwierasz pierszy raz ksiázke jak "Kurs Cudów" na wstépie czytasz, ze prawdziwa milosc jest wszechogarniajáca i nie ma przeciwienstwa( Sugierowa definicja milosci jako energii niemajácej antagonizmów") i dalej czytamy, ze wszelki inny stan niz milosc jest iluzjá i nie istnieje. Mówiác krótko KC daje taki oto test rzeczywistosci:
"Temu, co rzeczywiste, nie można zagrozić.
To, co nierzeczywiste, nie istnieje."
Generalnie jako ludzie-owcy akceptujemy dualistyczná naturé naszego "zycia", a raczej jego sennej wersji bez zadnego jej kwestionowania. Zgodzilismy sié, ze wszystko ma swoje przeciwienstwo, jest poczátek i koniec, biale i czarne, przyjemne i bolesne i co nauczono nas robic to jaknajbardziej unikac bólu i dazyc do przyjemnosci. Widzimy te dwie strony jako przeciwienstwa nie zdajác sobie sprawy z tego, ze to jedno i to samo! Kolo fortuny sie kréci i szybko wielkie pieniádzé czy slawa moga stac sié najgorszym przeklenstwem ale my nadal biegniemy za marchewká i pracujemy nad lepszym jutrem. Konczymy kolejny szkoly i robimy karieré w branzy mniej lub bardziej uduchowionej. A wszystko by "jutro" dostápic obiecanej nagrody i byc happy...Umysl-ego unika terazniejszosci i wymysla te wszystkie gierki by przetrwac a bezpiecznymi dla ego czynnosciami jest rozpamiétywanie przyszlosci i planowanie przyszlosci. Co powiecie na totalna wolnosc TERAZ? Nie, nie za kilka lat medytacji czy oobe, nie za kilka wiécej ezo-kursów, nie za 15 lat pracy by zapewnic przyszlosc rodzinie i wycofac sié w bardziej sprzyjajáce miejsce, nie za chwilke jak juz zapaze kolejna kawe ale TERAZ! Pamiétam jak kilka lat temu bédác pod silnym dzialaniem amfetaminy nie moglem spac calá noc i tylko slyszalem ten jeden dziwny glos z jeszcze dziwaczniejszym komunikatem: "Tylko teraz mozesz spotkac Boga, nie ma Go w przyszlosci" haha ale byla jazda...Ta mala przestrzen miédzy jednym slowem a drugim, miédzy jednym a drugá myslá jest mojá brama do wolnosci. Do naturalnego stanu radosci, milosci i pokóju bez przeciwienstwa, które jest malym smaczkiem tego kim jestem. Caly swiat i wszystko co o nim myslalem sié sypie...np kiedys myslalem, ze to ja czlowiek(cialo-umysl) jest stanem wyjsciowym a niewyslowiony duch-nagual moim celem. Jedno doswiadczenie swiatla, które zmywa wszelkie maski, które nosimy aby funkcjonowac w tym tv kanale zwanym "real" uswiadami Ci, ze to duch jest Twoim Domem a wiecznosc i bezkres twoim stanem wyjsciowym. Umysl-ego stal sie narzédziem, które przejelo kontrole nad umyslem-swiadmosciá i snimy sen o byciu czyms indywidualnym,zmiennym i oddzielnym od siebie. Jestesmy jak wierzcholki tej samej góry lodowej, poláczone ze sobá pod powierzchniá jednym polem energii-swiadmosci zwanej Bogiem. Tam gdzie czas jest niemozliwy caly ten wszechswiat i czasoprzestrzen, której doswiadczamy skonczyl sie wtedy kiedy sie zaczál. Czy to co zmienne moze nadal cié tak samo dotykac kiedy wiesz, ze snisz? Zanurz sié w glág Tu i Teraz, omijajác caly zgielk umyslu-wracaj do Domu, by odkryc, ze nigdy go nie opusciles...
3 komentarze:
mocny tekst, naprawdę cenny, dzięki.
Z drugiej jednak strony nie zgadzam się z Twoją teorią bezsensowności rozwoju.
Po prostu rozwój musi mieć inne znaczenie, codziennie inne. Powinniśmy eksperymentować, perturbować, odmawiać sobie tego, co chcemy i brać to, co nam niepotrzebne.
Dla samej odmiany.
To rozwój.
Eksperymentacja= rozwój ; )
Wg mnie brak rozwoju to najlepszy rozwój...przestan sié starac i pozwól aby wydarzylo sié nieprzewidywalne- w sumie to tez pewnien eksperyment czyli rozwój hmmmm;)
Jako istota nie posiadająca duszy, zastanawiam się, co to jest "rozwój duchowy".
Do dzikiej furii doprowadzają mnie poradniki, których tytuły zaczynają się od "Jak..."
Besserwisserzy sądzą, ze mają gotowe recepty na wszytko. A przeciez takie to tylko w sejmie i w kościele rozdają, nieco przymusowe ;)
Prześlij komentarz