Obchodzilismy wczoraj urodziny Hasha...od baru do baru, od klubu do klubu na Soho tanczylismy i wznosilismy bezslowne toasty. W ostatnim klubie stracilem poczucie granic mojego ciala...rozplynálem sié po sali, w dzwiekach muzyki, której na trzezwo ciezko mi sluchac poddalem sié i rozpuscilem. "Mozesz byc swojá wyjatkowo tozsamosciá-tá drobinká kurzu, którá tak cenisz albo wszytkim na raz"-powiedzial Glos. Rozplynalem sié w tym co jest- najpierw klub stal sié moim nowym cialem, pózniej miasto i dalej...poza slowami! Kiedy pojawial sie jakis najmniejszy mentalny dialog z samych glébin swiadomosci slyszalem swójá odpowiedz: Mylé sié odnosnie wszystkiego!-natychmaistowe rozprzestrzenianie sié i wolnosc...z oczu i innych czesci ciala fizycznego przelewal sie ten niesamowity nektar-wewnetrzna ekstaza, która wybucha i leci w przestrzen...widzisz i czujesz ze wszytskich stron, chwile jestes w swiadomosci ciala a za sekunde znikasz ze wszytkim co jest wokól i zostaje tylko ta niewyslowiona radosc i smiech "idioty"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz