piątek, 17 grudnia 2010

"W drodze na dach swiata".


10.12.10

Pierwsze dni naszej "ekspedycji" do Annapurna Base Camp. Nie idzie zgodnie z planem-Adam cierpi spazmy jelitowe i juz przy 2 000m zaczyna dokuczac mu wysokosc. Wyruszylismy 7go grudnia po obiedzie w Nayapul. Poczátek zapowiadal znakomite trekking-sloneczna pogoda z bezchmurnym niebem. Do pierwszej stacji doszlismy po zmroku-Kymi. Zobaczywszy z oddali swiatla ruszylismy w dól ku rzece aby tam przenocowac. Trasa do ABC(Annapurna Base Camp) to dosc intensywny spacer w dól i w góre bardziej niz systematyczne wznoszenie sié w góre, przynajmniej 2/3 treku. Wédrowiec na tej trasie musi wielokrotnie wyjsc np do 2000m aby na drugi dzien zejsc do podnóza góry z drugiej strony i dalej w góre nakolejne wzgórze. W pierwszy dzien przeslismy spory kawalek i optymistycznie zalozylismy, ze na drugi dzien przejdziemy tyle samo. Niestety dokuczliwe bóle brzucha, biegunka(niedoleczona w Indiach?) i oslabienie Adama spowodowaly znaczne opóznienie. Nasz hotelowy gospodarz w Pokharze zalozyl, ze zajmie nam ten trekkokolo tygodnia, tam i spowrotem. Na szczéscie zabukowalismy 11 dniowy permit($40), zaopatrzylismy sie w zapas zupek, snikersów i suszonych owoców uprzedzeni wczesniej o kosmicznych cenach "tam w górze". Przed wypadem kupilismy równiez cieplejsze ciuchy i mape, która miala nam zastápic przewonika(guide $10 na dobe).
Drugiego dnia doszlismy tylko do malej ale jakze uroczej wioski Jhinu. Tu zachwyceninwidokami i zniechéceni pogarszajacá sie kondycja Adama zatrzymalismy sie na noc w Namaste Hotel. Po 12 godzinach snu mój kompan poczul sie troche lepiej ale cala ta choroba rzucila cien na dalszá wédrówke wgláb Himalaji. Aby sie nieco podkurowac udalismy sié do zródel termalnych(hot springs) oddlalonych o 30min drogi w dól wáwozu, którym plynela rzeka Modi Khola. Tutejsze zródla termalne o niebo lepsze od tych w Manali! Po pierwsze: róznica temperatur. W wodzie i na zewnatrz o wiele bardziej wyrównane temp od tych w Himachal Pradesh(obejdzie sie tym razem od oparzenia w wodzie i odmrozenia po wyjsciu z niej). Woda przyjemnie ciepla, trzy baseny umieszczone wzdluz górskiej rzeki(lodowatej), której chlodnawa bryza odswiezyla nasze zmysly. Wókól basenów zamiast tlumu hindusów tylko góry porosniéte dosc tropikalná roslinnosciá. Dzwiek wody rozbijajácej sié o wielkie glazy lezáce w korycie rzeki slychac nawet w oddali. Trudno uwierzyc, ze jest polowa grudnia! W dzien maszerujác wystarcza t-shirt i spodenki za to w cieniu troche chlodnawo. Po zmroku lepiej jednak miec pod réká cieple korzuchy-na wysokosci ABC temp w nocy spada do -20'C. Po regeneracji w zródlach termalnych tuz przed zachodem slonca wdrapalismy sié na szczyt góry u podnoza, której byly hot springs. Po drodze do Chomrong zatrzymalismy sié na herbate u bardzo sympatycznej "pani nepalki". Jej 27letni syn na wózku inwalidzkim sprzedawal slodycze i owoce turystom, którzy tamtédy przechodzili. Duzo sié usmiechal choc zapewne jest to dosc bolesne byc w najwyzszych górach na ziemi i nie móc po nich chodzic. Bardzo wesola mama poczéstowala nas herbatá i opowiedziala kilka sympatycznych historii ze swego zycia. Czasami gdy helikopter leci w wysokie góry dostarczajác rózne rzeczy na swej drodze powrotnej zabiera lokalnych ludzi do bazy w Pokharze. Darmowy lot nad Himalajami to swietna przygoda-zapewniala nas nasza gospodyni. Spowrotem na góre trzeba zasuwac "z buta":) Zyczliwa Pani pokazala nam równiez ogródek pelen warzyw i konopii indyjskich. Plantacja ganji, z której góralka byla bardzo dumna sluzyla jej do "wyrobów medycznych" min. Himalayan Honey, który w malych ilosciach ma bardzo korzystne dzialanie na zdrowie, w wiekszych ilosciach wywoluje bad tripa i sraczke:). Pozegnalismy sie i ruszylismy dalej w góre do Chomrong, gdzie zatrzymalismy sie na noc. Nasz nowy Guest House nazywal sié "ExellentView" i rzeczywiscie-widok gór o zachodzie slonca byc fantastyczny. Na drugi dzien rano obudzilismy sie o wschodzie slonca. Tuz przy lózku bylo okno ze wspanialym widokiem na Annapurne South(7,219m) i Machapuchre(6,993m). Po sniadaniu sniadaniu kiedy juz wszyscy opuscili hotel, ja opalalem sie w sloncu czekajác na Adama, który znowu zmagal sie w toalecie...Po dluzszej chwili wrócil zapewniajác, ze czuje sié "fine" i powinnismy ruszyc dalej. Wyszlismy znowu znacznie opóznieni lecz RedBull i Snikersy dodaly nam sil. Doszlismy dalej niz zakladalismy- w Bamboo spotkalismy naszych sásiadów z ExellentView-byli zaskoczeni naszym tempem. W Buddha Lodge(Bamboo) poznalismy min Helge-67letnia Niemke, która oczekiwala tu na powrót méza z ABC. Ta starsza, bardzo sympatyczna pani zdradzila nam, ze odwiedza Nepal od 30lat. Od ok 10 lat wspólorganizuje akcje charytatywná, która wspiera tutejszá ludnosc. W Niemczech razem z mézem i innymi ludzmi zbieraja kase, za którá w Nepalu zakladajá szkoly górskie, kupujá maszyny do robienia ciuchów, sprowadzajá leki itp. Co kilka lat wpadajá tutaj aby sprawdzic jak ich pieniádze zostaly spozytkowane. Helga zdradzila równiez, ze w 1986r poznala tu w Nepalu Wande Rutkiewicz, która zrobila na niej ogromne wrazenie.
Wieczorem przy kolacji doláczylo do nas kilka osób i zaczely sie "opowiesci z krypty" czyli ile dzis osób zaslablo w drodze do ABC albo newsy, ze dzis w ABC 3 osoby zostaly ewakuowane helikopterem(droga przyjemnosc $7000), ze wczoraj jedna kobita tam zmarla itd. Dokladnie to co potrzebujesz uslyszec w drodze na ponad 4000m! Kiedy nasi towarzysze uslyszeli, ze idziemy tam bez spiworów, bez ubezpieczenia, bez przewodnika, nawet bez butów trrekingowych za to ze sraczká chwycili sie za glowy. Jeden z nepalskich tragarzy rzekl krótko: Pierdolniéci!(fucking crazy). Starszy pan z UK stwierdzil, ze jak przy przeczyszczeniu traci sie ok 2l wody dziennie to tam w górze na 4tys m nadrobienie zapasu wody bédzie wielkim wyzwaniem. Na tamtej wysokosci szybko traci sie plyny(min przez wydychane powietrze) i dziennie trzeba pic mininum 3l. Do tego dochodzi temp. -20'C. Dwa domki bez medycznego wsparcia a wokól skaly pokryte lodem. Krótko mówiác przejebane...Zalecono nam powrót do pokhary i udanie sie do lekarza. Ok, troche nas przestraszyli-my pierwszy raz na tak powaznym treku a oni z wieloletnim doswiadczeniem, niejedno widzieli na szlaku...
Na drugi dzien przy sniadaniu znowu powaznie rozwalazalismy powrót. Adam stwierdzil, ze dobrze sié czuje a biegunka zdecydowanie ustépuje a co za tym idzie ma wiecej sil i "trzyma plyny". Ciezko odpuscic kiedy cel tak blisko. Jak mówi nepalskie powiedzenie: "Lepiej zyc jeden dzien jak tygrys niz tysiac lat jak owca", z tymi slowami w sercu ruszylismy dalej...

cdn.

Brak komentarzy: