...czasami kiedy budzę się rano i nie wiem czy to nie kolejny sen -wstaję z łóżka, wychodzę z domu i nigdy nie wracam...
środa, 6 października 2010
Dzien drugi w New Delhi.
Syf, smród, obrzydzenie, rozpacz, szok, wspólczucie czyli dzien drugi w New Delhi:) Szczena opada na widok codziennosci w tym ekstremalnym miescie. Ulice przypominajá wykopaliska, wokól syf w którym bawiá sie dzieci, na srodku drogi i na dachu cos co przypomina samchód spiá psy. Wokól niekonczácy sié halas klaksonów, z których i tak nikt sobie nic nie robi. Mozliwe, ze klakson dobiegajácy z samochodów, zmasakrowanych autobusów, tysiecy riksz zmotoryzowanych oraz tych napédzanych wychudzonym hindusem to tylko sygnal pozdrowienia, zaalarmowania "jade!" albo moze "napilbym sié czaj"? Jakkolwiek chaos na drogach glównych, mniejszych ulicacach i wáskich alejkach jest niemozliwy do ogarniecia przez zachodni umysl. Zero sygnalizacji swietlnej, pasów, znaków drogowych tylko klakson i prawo dzungli. Do tego dochodzi zaduch jak w szklarni i smród, który przeobraza sie z kazdym krokiem...Narazie pelni optymizmu odbieramy to wszystko jako specyficzná atrakcje turystyczná, niemniej w srodku czuc przerazenie hehe. W pewnym momencie wchodzimy do budynku wygládajácym jak brazylisjka favela(budynek jak kazdy inny inny wokól), w której jest przyzwoita restauracja z klimatyzacjá i policjantem przy drzwiach. W srodku inny swiat-smród zniknál razem z 35 st C ukropem(gorác nie pochodzi bezposrednio ze slonca, które wisi na niebie niczym pomaranczowy Mars, przysloniéty smogiem 13 milionowej metropolii). W srodku restauracji, hotelu, mcdonalda, czy metra nagle widac dookola poraz pierwszy pracujácá klase sredniá, której jakos nie dalo sié zauwazyc po miedzy setkami brudnych, kalekich, naciágajácych, spiácych po kátach i innych mieszkanców stolicy. Kazdy z kim rozmawialem o Delhi radzil, zeby uciekac z miasta najlepiej tego samego dnia a ja sié smialem, ze obruce cokowliek zastane w serie fotoreportarzu jednak rzeczywistosc(a moze tylko zly sen?) okazala sié powalajáca. Ciesze sié, ze jutro opuszczamy tá okolice. Zeby bylo jasne-mieszkamy w centrum, które conajmniej mozna nazwac "gypsy part of town". Jutro po poludnio ruszamy do Rishikeshu aby zaczerpnác swiezego powietrza nad swiétá rzeká Ganges u podnózy Himalajów. Om Shanti shanti om ;p
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz