środa, 20 października 2010

Rishikesh-Hardiwar-Chandigarh

Zapiski sprzed okolo tygodnia(obecnie jestesmy juz w przepieknym Manali)...



Opuscilismy Rishikesh kilka dni temu zrelaksowani, pelni energii i entuzjazmu. Szczerze mówiác pierwsze chwile w tym swietym miescie zrodzily w nas chéc zostania tu dluzej, uciekajác przed dosc mocnymi doswiadczeniami w New Delhi. Tutaj wsród zielonych wzgórz, latwo o duchowá sielanke i spokój umyslu, zwlaszcza kiedy placi sie funtami. Rishikesh znany jest jako stolica jogi od kiedy Beatlesi zajechali tu w 1968r do ashramu Maharishi Mahesh Yogi. Pobyli tu kilka dobrych miesiécy zanim zawiedzeni rosnácymi oczekiwaniami guru(kasa i sex) opuscili to piékne miejsce
nad Gangesem. Miasteczko ma dwa mosty dla pieszych, krów i jednosladów, których klaksony sá jedynym chalasliwym znakiem XXI wieku. Sporo tu zagranicznych przybyszów z róznych stron swiata przybywajácych tu uczyc sié jogi, medytacji, gry na indyjskich instrumentach, tradycyjnego spiewu lub poprostu wyciszenia w dziesiátkach okolicznych ashramach. Jak juz wczesniej wspomnialem latwo tu o rozleniwienie sié w lokalnych kafejkach kulinarnie przystosowanych do zachodnich potrzeb(oczywiscie indysjkie standardy sá dosc rózne od europejskich o czym przekonamy sié w tym kraju na kazdym kroku). W owych kafejkach spotkalismy mnóstwo fajnych ludzi. Jeden z nich Alfie to 18letni anglik, z którym przyszlo nam razem podrózowac. Trzeba zaznaczyc, ze pomimo masy turystów nadal gdziekolwiek sié pójdzie przewazajá hindusi. sporo z nich wpada sié tu zrelaksowac i odpoczác na chwile od miasta.
Sá tez gromadki pielgrzymów, odwiedzajácych setki swiátyn porozrzucanych po miescie a raczej duzej wiosce. Mozna tu równiez zabawic sie w spyw kajakiem solo lub pontonem w osmió w dól rzeki. My plynelismy pontonem co przypomina dosc dzikie rodeo w niektórych miejscach Gangi. Widzielismy kilka grup w wodzie po tym jak fala wywrócila ich pontony. Na szczescie przy tak slonecznej pogodzie kápiel w Gangesie to sama przyjemnosc(wskoczylismy do wody dobrowolnie). Po kilku cudownych dniach i poznaniu fajnej ekipy ludzi zaczelismy sié tu dosc mocno zadomawiac co jest wyraznym znakiem na ruszenie w dalszá droge...Jak to mówiá: "statki sá bezpieczne w porcie lecz to morze jest ich przeznaczeniem". Tak wiéc ruszamy bogatsi w dodatkowego towarzysza w strone Manali w stanie Himachal Pradesh. Latwo powiedziec, trudniej zrobic: na mapie to nie tak daleko a w realiach indyjskich to niemal jak na drugi koniec Europy! I tak busem ruszylismy spowrotem do Hardiwar.
Kierowca busa okazal sié nieodkrytym talentem formuly 1. Zasuwal na pelnym gazie autobusem przypominajácym swiátynie na kólkach. Obrazy przedstawiajáce hinduskie bóstwa tak bardzo ukochane przez tubylców. To samo widac w riksach, samochodach a nawet ciezarówkach przystrojonych girlandami i obrazkami Kryshny, Shivy itd.

W Hardiwarze znalezlismy najochydniejszy pokój z mozliwych na jedná noc. Tanio ale cuchnáco wilgotnie z obrzydliwá "lazienká". Wygláda na to, ze pewni Indyjczycy przywiozujá zero uwagi to czystosci. Nasz "apartament" byl masakrycznie zaniedbany z lazienká na bank nie sprzátaná w tym stuleciu. Za jedná noc zaplacilismy 120 rupi-40 rs na glowe. Punktem kulminacyjnym punktem pobytu w tym ashramo-hotelu byla pobudka o 5.30am grá na bebnach, brzeczalkach i dzwonach przed oltarzem, który znajodowal sie w glównym holu tuz za scianá naszej cuchnácej celi! Zeby bylo smieszniec w scianie byla wielka dziura do tego halasliweg holu. Gospodarze bezlitosnie walili w bebny i spiewali do 6.30am! Najpierw myslelismy, ze sie nam to sni i zaraz sie obudzimy, jednak nie bylo tak latwo. Abstrakcja na maksa haha! Na drugi dzien jedziemy lokalnym busem do Chandigarh, mialo byc 6 godzin a wyszlo 9:) no problem.

W autobusie jak i na zewnátrz zwracalismy na siebie duzo uwagi. Biali o ciekawych rysach i innych wlosach to prosty sposób na wysoká popularnosc tutaj. Mnóstwo ludzi podchodzi i pyta: hello, licz kantry? Hal old, lot profeszon? ken aj hew pikczer lit ju? itd, itp. Nawet motocyklisci na drodze wyciágali réce zeby nas usciskac. Maly
gang motocyklowy jechal za naszym busem do samego dworca zeby tylko zrobic sobie z nami zdjecia. W samym Chandigarh mielismy plana zostac tylko jedná noc, problem w tym, ze nie wiedzielismy gdzie najlepiej sie skierowac. Miasto wygládalo imponujáco nawet nocá. Piéknie zaprojektowane przez francuza Le Corbusier robi wrazenie. Jakkolwiek milo sié patrzy szybko zostajemy osaczeni przez rikszarzy oferujácymi nam drogie lokale. cdn...

1 komentarz:

cronopio pisze...

Pozdrowienia z jesiennej Polski.