niedziela, 31 maja 2009

opinia publiczna jak
kula u nogi, którá
z przyjemnosciá wykopujé
w przestrzen kosmiczná
prywatnie umieramy
dlaczego zyc mielibysmy publicznie...

réka przyjaciela
wyciágniéta w gescie
wspóluczestniczenia
droga do domu
plynáca w zylach...
milosc przekracza moralnosc
plynie swobodnym strumieniem
odzywiajác obydwie strony
zaskakuje mnie,
dlatego tak pociága
nie ogarniam jej a ona nadal milczy
juz nie bojé sié od niej oczekwiac
spelnienia marzen
milosc jest bezwstydna
mozesz sié w niej skryc gdy jest ci zimno
ona jest dla ciebie,
- tylko po to jest!

sobota, 30 maja 2009

"The universe is not only stranger than we suppose, but stranger than we CAN suppose."
Burdon S. Haldane

czwartek, 28 maja 2009

wtorek, 26 maja 2009

"turn on-tune in-drope out"

Wczoraj wrócilismy z Kotem z Firegathering festival http://www.firegathering.co.uk/ -istne las vegas parano! Do ostatniej chwili nie wiedzialem czego sie spodziewac ale kiedy zobaczylem kierowce busa podobnego do Ozziego i sprzedawcy biletów w strojach elfów jarajacych blanty poczulem, ze bedzie sie dzialo. Sam festival koncentrowal sie zaglowaniu róznego rodzaju podpalonymi zabawkami, sztuce cyrkowej i muzyce. Jedna glówna scena(reggea, ska, rock, indie) mniejsza pod namiotem(alternativ, blues, psychodelic rock, ambient) plus oszklony basen z muzyka elektorniczná. W kazdym z tych miejsc byly oferowane inne dopalacze. Mowiác szczerze alkohol byl najmniej popularny:) Jako, ze "organizatorzy" sami tripowali a zadnej ochrony czy policji nie bylo kazdy robil co chcial i robil to na maksa...Urok malych festiwali jak ten(okolo 1,500 ludzi a raczej w kosmitów w strojach pszczól, ptaków, koni, ryb, klaunów, koszów na smieci itd) ma to do siebie, ze masz okazje poznac wiékszosc uczestników w ciagu tych kilku dni i nocy. Malo sie spi bo jest zbyt wiele do zrobienia-naduzyte srodki wspomagajace nie dajá spac wiéc trzeba wziasc wiecej aby przeciagnac tripa na kolejne kilka godzin. Idác do namiotu spotykasz kilkanascie osób oferujácych ci "fajké pokoju" co sprawia, ze dojscie do legowiska zajmuje póltorej dnia po czym budzisz sie w czyims hamaku po drugiej stronie imprezy...w zyciu nie widzialem tak szurniétych ludzi w jednym miejscu(polski lodstok sie chowa), nie ma kradziezy ani glupich zartów. Jest za to wielogodzinna jazda pod okiem dzikiej natury. Odkrywasz, ze prawdziwy odpoczynek przychodzi ze zjednoczonego stanu umyslu a nie ze snu, ze jedna minuta to wiecznosc i to, ze "cokolwiek widze nic nie znaczy poza tym znaczeniem, które mu sam nadalem". Za glówná scená byl sad niczym rajski ogród, w którym znajdowaly sie namioty z masazami, reiki, gongami i misami tybetanskimi. Siadasz sobie przed takim gongiem i wraz z dzwiékiem wszystko sie rozplywa, jestes przestrzeniá dla tego dzwiéku, który zabiera cié w swiadmosc tej sekundy. Sam zalapalem sie na robienie lomi lomi nui, mogác tym samym dorobic sobie na kolejne cukierki( swoja droga robienie masazu nie czujác wlasnego ciala to wyjatkowe przezycie). Byly równiez zajécia z tai chi, jogi, záglowania itp. Piekne bylo to, ze wiékszosc takich uczestników takich warsztatów bylo na haju i nikt nie powiedzial ani slowa-zadnych pouczen i srogiego wzroku ze strony starszych intruktorów raczej szacunek i akceptacja. Kazdy jest sobá i robi to na co ma ochoté szanujác przestrzen blizniego. Bedác w Zarach wkurzalo mnie jak towarzystwo pod wplywem alko robi bardzo glupie zarty innym pijanym czy spiácym. Tutaj 3 dni maratonu cpania i zero zniszczen czy wypadków, zero kradziezy i chamstwa. Moze dlatego, ze wiekszosc z tych ludzi to osoby inteligentne, pracujáce na odpowiedzialnych stanowiska, którzy majá ochoté na maksymalny relax a nie rozpierduche w stylu mlodej sfrustrowanej chulaganiety. Przez pierwsze godziny robilem troche zdjéc i filmów, z czasem odpuscilem sobie chcác zanuzyc sié maksymalnie w to doswiadczenie. Z soboty na niedziele trafilismy do namiotu z transowá muzá i rzutnikiem psychodelicznych slajdów. Tam zostalismy prawie do rana ogládajác film "Microkosmos" pod wplywem magicznych proszków. Skrécik z wlascicielká wigwamu i dalej na pole namiotowe przywitac wschód slonca pod wplywem innych roslin mocy. Spac sié nie dalo nawet kolo poludnia wiéc imprezka trwala do zmierzchu poczym razem z Kotem zdecydowalismy sie na malá drzemke...obudzilismy sié nad ranem w poniedzialek. Muzyka nadal dobiegala z glównej sceny a grupki miedzy namiotami dyskutowali o kwantowosci soku pomaranczowego i jednym gosciu, który przebaral sie za pszczolé udajácá czlowieka, który udaje rybe ale napradé to byl koniem. W poludnie powrót na dworzec-ostatni blancik i powrót do miejskiego matrixu. Nadal nie wiem jak dotarlem do pracy i odwalilem 8 godzin ledwo mogác chodzic i skoncentrowac sie na jednej rzeczy dluzej niz 2 sekundy. Razem z Kotem doszlismy do wniosku, ze w to lato zamiast zagranicznego urlopu zaliczymy jeszcze kilka festiwali. Drogi czytelniku, jesli bliski jest ci duch róznowych lat szescdziesiatych, kwiatów we wlosach i dobrej muzyki to z calego serca polecam taki festival- ten sam duch mlodosci i wolnosci nadal mozna odnalezc dzisiaj ale nie szukaj go na naglonionych, skomercjalizowanych imprezach-poszukaj tam gdzie jeszcze nie sprawdzales;)

czwartek, 21 maja 2009

Piátek nad ranem..,

Nareszcie weekend:) Jedziemy z Kotem poza miasto na festiwal "Fire Gathering" w okolicy lotniska Gatwick. Szykujá sié trzy dni dobrej muzyki, záglowania i odnawiania kontaktu z naturá-moze i grzybki sié znajdá:) Jak sié nie znajdá to zostaje "KC" i nieprzewidywalne...Od kilku tygodni robie dosc systematycznie lekcjé i przebicia Swiatla daja o sobie znac, sporo nowych spostrzezen i wrazen a pokój i bezczasowosc ogarniajá serce...Co do samej czasowosci to dzieje sié dziwnie, bo dzien wydaje sié miesiácem. Doslownie wracajác po piéciu godzinach pracy w knaypie mam wrazenie jakby minál tydzien. Zawsze czas byl mi wielka zagadká ale tymi dniami to juz grubo- zwlaszcza kiedy w ciágu dnia naplywajá wspomnienia z tego co dzialo sie w nocy...drugie zycie, które "zawraca" glowe wydajé sié jeszcze intensywniejsze. Niefizyczny sprzymierzeniec Tabularasa ochoczo przywraca równowage:)

Mjuzik od Twistiego-wiadmomo!

niedziela, 17 maja 2009

there is no spoon cd...

Nie wiem po co jest umysl-ego i wnikanie w to wydajé sié kolejnym trikiem ego, które kocha siebie analizowac tym samym czynic sié realnym dla tego, który go sni. Moja intencjá nie jest budowanie kolejnej teorii a raczej zachécic do bezposredniego doswiadcznienia obudzenia sié w tu&teraz i rozpoznania, ze ego jest niczym a naszá naturá jest wszystko...

Jest taki obrazek, którego nie mogé teraz znalezc...jest na nim Ziggy patrzacy na dwoje drzwi. Nad pierwszymi drzwiami jest napis "Wszystko o niebie" i bardzo dluga kolejka ludzi do tych drzwi. Przed drugimi drzwiami nie ma zadnej osoby a napis na drzwiach mówi: "Niebo" :))

Slowa rozwoj czy oswiecenie sa juz dosc przereklamowane i nie wiadomo o co w nich naprawde chodzi...
Piszac, ze brak rozwoju to najlepszy rozwoj mam na mysli nie komplikowanie bardziej tego co juz jet dosc zakrecone. Rozwoj zaklada proces w czasie czyli ewolucje swiadomosci w cos lepszego...rzecz w tym, ze nie mozna byc lepszym tak jak nie mozna byc gorszym ale sprytne ego uwielbia idee samodoskonalenia i rozwoju duchowego-przykrywa w ten sposob swoja dualistyczna nature dazac do bycia coraz bardziej swietszym i dobrym. Wielu swietych jak ojciec Pio czy Matka Teresa u konca swego zycia zmagalo sie z demonami swej wypartej czesci zwanej potocznie w psychologii cieniem. Im bardziej starasz sie wybielic tym wiekszy rzucasz cien, ktory da o sobie znac w najmniej spodziewanym momencie. Czy osoby o zadziwiajacych zdolnosciach np paranormalnych sa najszczesliwszymi ludzmi na planecie? Czy dalekie eskapady pod Emiter przekladaja sie na twoja wspolegzystencje z tymi co "spia" w sposob pelny milosci?
Pewna stara, madra xsiega taoizmu mowi: "nie staraj sie swiecic, bo zakrywasz swoje naturalne swiatlo" uczac szlachetnej drogi wei wu wei czyli dzialanie przez nie dzialanie. Zabawawne ale im wiecej sie robi tym wiecej jest do zrobienia ale to zauwazamy dopiero z perspektywy czasu. Otwierasz pewne drzwi i dostajesz odpowiedz na swoje pytanie jednak z ta odpowiezia pojawia sie kilka nowych pytan :)))
Nie wiem czy spoleczenstwo sie zmienilo na lepsze np na przestrzeni tych ostatnich kilkuset lat, czasami wydaje mi sie cala ta tzw cywilizacja jest jedna wielka sciema i niczym innym jak przyslowiowym przestawianiem krzesel na tonacym titanicu. Niby mamy zaawansowana technologie i podbijamy kosmos a w tym samym czasie jestesmy w wiekszosci wiezniami ego-umyslu i nadal kierujac sie lekiem idziemy na dno...
Dla mnie illuminacja to wyjscie poza ego-umysl a tam nie ma analizowania i watpliwosci. Nie wymaga tego zadnego przygotowania bo jest to nasz naturalny stan...problem w tym, ze jest to tak proste, ze wymyka sie zagmatwanej kontrukcji ludzkiej stad wszytkie te podpowiedzi o byciu swiadkiem i robieniu wszystkiego z calkowita uwaznoscia. Moze sie bowiem okazac, ze taka umiejetnosc jak bycie uwaznym( buddyjskie bez umyslu) jest po stokroc cenniejsza niz wyginanie lyzeczek i serdeczna przyjazn z niefizycznymi przyjaciolmi:)

sobota, 16 maja 2009

"There is no spoon"



Troché przemyslen na temat wolnosci od swiata...

Od dluzszego czasu nie wciágajá mnie ezoteryczne dyskursy na temat tzw rozwoju duchowego z wszelkimi skomplikowanymi etapami oswiecenia czy duchowego polepszenia swojej "psiej" ziemskiej egzystencji. Coraz bardziej cenié sobie prostote i wdziék bezkompromisowych nondualistycznych przeslan i wskazówek mistrzów zen, "Kursu Cudów" czy np nauk Echarta Tolle'a. Wiékszosc sciezek z jakim sié spotkalem przez ostatnich 10 lat, chcác nie chcác przedstawia skomplikowaná drogé do osiágniécia szczéscia w przyszlosci. Chyba kazdy z nas zaczynajác swá podróz wgláb tajemnicy istnienia zgodzil sie, na jakis czas zdyscyplinowanej praktyki i poswiécen w celu osiágniécia slodkiej marchewki, którá nam obiecano...zabawne, jak wiele osób "zajmujácych sié duchowosciá" ma dziesiátki dyplomów z najrózneiszych ezo kursów jednak nadal cierpi i z jednych problemów pakuje sie w nastépne(zupelnie jak ci, którzy tych dyplomów nie majá). Znam to calkiem dobrze z wlasnego doswiadczenia, zrobilem kilka róznych ciekawych kursików z zakresu naturalnych terapii, uzdrawiania, szamanizmu, które z calá pewnosciá dostarczyly sporo twórczej zabawy i czésto pewnej formy pomocy jednak z czasem okazaly sié "krótkoterminowym rozwiázaniem dlugoterminowego problemu"-a jaki to problem? Chociazby, to ze nadal odczuwam smierc w przeróznych jej formach- lék, ból, przywiázanie do rzeczy, ludzi i miejsc...Co wiecej ludzie, którym zdaje sié pomagac po chwilowym polepszeniu wracajá do starych nawyków. Wiéc jak to jest z tym naszym jestestwem? Kim jestem i o co tu biega? To co odkrylem poznajac rózne ezo rozrywki to to,ze odpowiedz nie lezy na szeroko rozumianym umysle-ego, które uwielbia caly ten "rozwój duchowy" i zabawe w stawanie sié lepszym na poziomie jednostki czy spoleczenstwa(ewolucja). Podpowiedz lezy poza umyslem i jego dualná naturá czyli calá iluzjá, w którá dalem sié wciagnác. Kiedy otwierasz pierszy raz ksiázke jak "Kurs Cudów" na wstépie czytasz, ze prawdziwa milosc jest wszechogarniajáca i nie ma przeciwienstwa( Sugierowa definicja milosci jako energii niemajácej antagonizmów") i dalej czytamy, ze wszelki inny stan niz milosc jest iluzjá i nie istnieje. Mówiác krótko KC daje taki oto test rzeczywistosci:

"Temu, co rzeczywiste, nie można zagrozić.
To, co nierzeczywiste, nie istnieje."


Generalnie jako ludzie-owcy akceptujemy dualistyczná naturé naszego "zycia", a raczej jego sennej wersji bez zadnego jej kwestionowania. Zgodzilismy sié, ze wszystko ma swoje przeciwienstwo, jest poczátek i koniec, biale i czarne, przyjemne i bolesne i co nauczono nas robic to jaknajbardziej unikac bólu i dazyc do przyjemnosci. Widzimy te dwie strony jako przeciwienstwa nie zdajác sobie sprawy z tego, ze to jedno i to samo! Kolo fortuny sie kréci i szybko wielkie pieniádzé czy slawa moga stac sié najgorszym przeklenstwem ale my nadal biegniemy za marchewká i pracujemy nad lepszym jutrem. Konczymy kolejny szkoly i robimy karieré w branzy mniej lub bardziej uduchowionej. A wszystko by "jutro" dostápic obiecanej nagrody i byc happy...Umysl-ego unika terazniejszosci i wymysla te wszystkie gierki by przetrwac a bezpiecznymi dla ego czynnosciami jest rozpamiétywanie przyszlosci i planowanie przyszlosci. Co powiecie na totalna wolnosc TERAZ? Nie, nie za kilka lat medytacji czy oobe, nie za kilka wiécej ezo-kursów, nie za 15 lat pracy by zapewnic przyszlosc rodzinie i wycofac sié w bardziej sprzyjajáce miejsce, nie za chwilke jak juz zapaze kolejna kawe ale TERAZ! Pamiétam jak kilka lat temu bédác pod silnym dzialaniem amfetaminy nie moglem spac calá noc i tylko slyszalem ten jeden dziwny glos z jeszcze dziwaczniejszym komunikatem: "Tylko teraz mozesz spotkac Boga, nie ma Go w przyszlosci" haha ale byla jazda...Ta mala przestrzen miédzy jednym slowem a drugim, miédzy jednym a drugá myslá jest mojá brama do wolnosci. Do naturalnego stanu radosci, milosci i pokóju bez przeciwienstwa, które jest malym smaczkiem tego kim jestem. Caly swiat i wszystko co o nim myslalem sié sypie...np kiedys myslalem, ze to ja czlowiek(cialo-umysl) jest stanem wyjsciowym a niewyslowiony duch-nagual moim celem. Jedno doswiadczenie swiatla, które zmywa wszelkie maski, które nosimy aby funkcjonowac w tym tv kanale zwanym "real" uswiadami Ci, ze to duch jest Twoim Domem a wiecznosc i bezkres twoim stanem wyjsciowym. Umysl-ego stal sie narzédziem, które przejelo kontrole nad umyslem-swiadmosciá i snimy sen o byciu czyms indywidualnym,zmiennym i oddzielnym od siebie. Jestesmy jak wierzcholki tej samej góry lodowej, poláczone ze sobá pod powierzchniá jednym polem energii-swiadmosci zwanej Bogiem. Tam gdzie czas jest niemozliwy caly ten wszechswiat i czasoprzestrzen, której doswiadczamy skonczyl sie wtedy kiedy sie zaczál. Czy to co zmienne moze nadal cié tak samo dotykac kiedy wiesz, ze snisz? Zanurz sié w glág Tu i Teraz, omijajác caly zgielk umyslu-wracaj do Domu, by odkryc, ze nigdy go nie opusciles...