środa, 12 listopada 2008

Amsterdam


Tak...jakkowiek niewiarygodnie to wygláda nasz powrót z Holandii wydaje sie realny. Coz to za miejsce ten Amsdam! Przyznam sié, ze spodziewalem sié zobaczyc miejsce rozpusty i ekstrawagancji a okazalo sié, ze trafilismy na oaze spokoju i wytchnienia...Miasto polozene nad rzeka Amstel z mnóstwem kanalów(nazywane Wenecjá pólnocy) i zdrowym tempem zycia. Masa zabytków , galerii i romantycznych mostów, polozone na dosc malej powierzchni co sprawia ,ze wszedzie mozna dojsc pieszo w krótkim czasie. Na ulicach rzádzá wszechobecne rowery, troche jakby z innej epoki na dodatek pozbawione zabezpieczen przed zlodziejami spoczywajá w kazdym mozliwym miejscu.
Nietypowa architektura i domy na lodziach przenoszá zwiedzajácego w jakás inna historie...na kazdej ulicy coffeeshop, w którym nie dostaniesz kawy! gdyz glównym zaopatrzeniem sklepu jest ziolo i to z kazdej strony swiata. Mozesz tu legalnie kupic i palic liczne odmiany trawy i hashu. Na deser Space Cake czyli ciasta nadziewane haszyszem (Uwaga!ciasto jest bardzo smaczne dlatego nie daj sié skusic na duze ilosci bo juz jeden kawalek zawiera sporo dopalacza). Jak wspomnialem takie coffeeshopy sá bardzo popularne, zwlaszcza w centrum jest po kilka na kazdej ulicy ku uciesze turystów:) Nie w kazdym miejscu sprzedajá towar najlepszej jakosci ale generalnie jest ok. Oprócz tego mozna odwiedzic równiez tak zwane Smart Shops, które specjalizujá sié w sprzedazy grzybów psychodelicznych (magic mushrooms) oraz innych naturalnych stymulatorów np seksualnych lub srodków doglébnie relaksujácych...Fachowa obslucha doradzi co i jak wziásc oraz wytlumaczy jak to dziala. My z Kociakiem zjedlismy grzybki McKennaii poczym poszlismy zwiedzac muzeum VanGogha - najlepsze zwiedzanie w naszym zyciu!!! Rewelacyjne wrazenia wizualne i wewnétrzna euforia pozwolily dostrzec o wiele wiécej i zrozumiec lepiej geniusz Vincenta...trip trwal do konca dnia (od 3pm) z czego najintensywniejsze byly pierwsze 3 godziny, które wydawaly sié wiecznosciá w ekstazie. Wieczorkiem na lawce przy hotelu wpatrzeni w oswietlone mosty i talfe wody palac ostatniego skréta zastanawialismy sie na choc jednym logicznym powodem, dla którego takie piekne doswiadczenia sá "nielegalne" w wiekszosci krajów...poza pewnymi domyslami odpowiedzi nie znalezlismy.
Nastépnego dnia zbudzeni swiezosciá poranka wyruszylismy na dalsze eksploracje terenu. Piwko, trawa i spacerek po zabytkach miasta,napawanie sie wszechobeznym luzem...Dzien kolejny to nowe grzybki-ekwadorskie tym razem, które wedle zapewnien zaprzyjaznionego juz sprzedawcy dadzá nieco inne wrazenia. Z grzybkami trafilismy na wodny-autobus i godzinami plywalismy wzdluz i wszerz Amsterdamu...kolejne doswiadczenie nie dajáce sié opisac slowami. Problem byl tylko z przesiadka z jednej lodzi na drugá, która dokowala po przeciwnej stronie rzeki-niby proste ale jak zamiast twardej rzeczywistosci widzisz plywajácy ocean energii, która CIÁGLE SIE ZMIENIA to juz nie jest takie latwe i wesole, na dodatek Kotu zachcialo sié kawy wiec musielismy szukac bankomatu...nie wiem jak to wogóle opisac, szukanie tego cashpointu w tlumie ludzi, w którym czujesz i zachowujesz sié jak kosmita to wyczyn wart Nobla w dziedzinie nawigacji. Swojá drogá fajny pomysl na film albo gre komputeriowá! Jakims cudem po pól godzinie dotarlismy do odpowiedniej lodzi, która byla zaledwie 200 metrów dalej:) i znowu romatyczny kurs wokól miasta. Po kilku godzinach plywanie sié skonczylo wiéc poszlismy na winko i pilismy jeden kieliszek wina dobrá godzine nadal zanurzeni w ekstazie(a propo grzybki podobnie dzialajá jak ecstasy choc sa duzo lagodniejsze w obchodzeniu sié z czlowiekiem). Daja iscie duchowe doswiadczenia, o których nawet nie ma sensu sié tu rozpisywac...niech to zostanie moja slodká tajemnicá. Siedzac w pubie i siorbiác winko poznalismy uroczá Polke, która tam pracowala. Okazalo sie, ze mieszka w Amsdamie juz ponad 2 lata i nie zamierza sie wynosic. Co ciekawe pracowac tutaj mozna znajác tylko anglieski. Porozmawialismy sobie troche o tymczasowosci i grzybkach, zrobilem jej maly masazyk i zmylismy sié szukac nowych przygód... Spedzilismy 4 dni w tym piéknym miescie, a wybralismy sié tam by uczcic nasza 2 letniá rocznice zwiázu. Od wczoraj wieczór jestesmy w Londynie ale jakos nas tu nie ma. Z pewnosciá czesc nas zostala tam i kto wie czy nie bedzie trzeba do niej kiedys wrócic...

Brak komentarzy: