wtorek, 17 lutego 2009

O niecodziennej codziennosci i swietlistych mnichach...


Ostatnio jestem zagoniony i malo tu popisuje...sporo sié dzieje, glównie na polu zawodowym ale równiez i prywatnym. Ciágle bywam w tyralni, w której praktykuje moje "burrito zen"...w miédzy czasie coraz lepiej rozkreca sié szamanski biznes. Chétnych na masazyk lomi lomi nie brakuje w dodatku wielu wraca na wiecej co bardzo cieszy. I tak ma dwie prace- jedna, w której jestem anonimowym numerkiem w systemie i serwuje przednie californijskie przysmaki za minimum krajowe (za to w bardzo sympatycznym towarzystwie). Druga praca to dwugodzinny holiday na stole do masazu, na którym wyzywam sie twórczo nad zestresowanymi "numerkami w systemie". Jest pieknie bo wielka to radosc zobaczyc blysk w oku i wewnétrzná integracje w czlowieku, który przyszedl w stanie zrobocenia...do tego fajna kaska, na którá w "tyralni" musialbym skakac 9 godzin. O tym, ze lomi lomi nui nie jest zwyklym masowaniem ludzkiego miésa rozpiszé sié kiedy indziej-jesli wogóle uda mi sié przyblizyc w slowach to magiczne doswiadczenie...
Poza pracá wiele sié dzieje w relacjach z ludzmi- zwlaszcza w nowo poznanymi. Na przestrzeni ostatnich miesiécy poznaje mnóstwo cudownych ludziów w bardzo róznych okolicznosciach. Od zawsze jakos tak jest, ze latwo nawiázuje nowe znajomosci ale te aktualne sá bardzo bardzo inne. Trafiam na istoty nietuzinkowe bédáce dla mnie zarazem wyzwaniem i inspiracjá. Troche sié podzialo w na obszarach wewnétrznych wiec makrokosmos odpowiada...jak zawsze w nieprzewidywalny sposób...
Obejmuje to oczywiscie nocne zycie w obszarach niefizycznych. Przepiekne odwiedziny przyjaciól i nauczycieli(ostatnio Darek S. i David H.). Dzisiaj rano obudzilem sié emocjonalnie i mentalnie zméczony( nietrafne okreslenie...raczej przeladowany) i tak po obudzeniu sie jedynym sposobem na te wewnetrzne wiry bylo zanurzenie sié w pustce "tu i teraz" w takim pustym stanie ducha odplynálem w zaswiaty. Po jakiejs chwili ocknálem sie w domu rodzinnym mojej mamy tzn u babci na wsi...w domu panowala dziwna wrzawa, ludzkie atrapy jak lunatycy w chaosie krécili sie w kólko szukajác czegos...Kiedy odzyzskalem swiadmosc podszedlem do okna i zobaczylem z niego, w na láce po przeciwnej stronie drogi siedziala grupka mlodyc mnichów buddyjskich w swoich szatach w kolorze ohry-ale co to byl za kolor! Tak cieply i czysty-tak soczysty jak nic dotád...w momencie znalazlem sie miedzy tymi mlodymi mnichami i czulem taki spokój i milosc jak w Domu- to nie byly atrapy, ich oczy swiecily blaskiem zycia i samoswiadomosci...takie pelne wspolczucia ale i radosci. Pierwszemu, któremu spojrzalem w oczy aby sprawdzic z czym mam do czynienia odpowiedzial mi cieplym, swietlistym spojrzeniem które rozpalilo jeszcze wiekszy ogien w sercu...i tak siedzialem sobie miedzy nimi pod drzewami na tej niebianskiej láce w lagodnej ciszy dopóki nie przefazowal mnie do "reala" dzwonek telefonu od klienta na lomi lomi...
Caly dzisiejszy dzien pomimo róznych zawirowan i obowiázków (obiad, masaz, tortilla, porzádki) nie opuszcza mnie ten spokój, nawet dzisiejszy klient stwierdzil, ze normalnie nie wierzy w czary mary to czuje odemnie "jakás energie" i z chéciá wróci w czwartek na "magiczny masaz" hehe. A mówil MTJ, ze bédá wpadac ludzie, którzy tylko czekajá na taká faze...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To widzę masz fajnie,że pomimo zabiegania czujesz w środku spokój,kurcze też bym tak chciała staram się ale nie zawsze wychodzi w sumie to matura na głowie więc niefizyczne eksploracje ograniczam do minimum (wogle w tym roku mało wychodzę)czasami tylko mentalki.
napisz coś o tym masazu więcej moze jak zdam mature wybiorę sie na taki masaz zeby się odstresowac .Pozdrawiam :)

LaMir pisze...

Hej Korna,
polecam masaz PRZED MATURÁ! zresztá po maturze tez...moze wpadniesz do london hehe jak nie to zrobimy wersje astralná-pozdrawiam!